wtorek, 24 kwietnia 2018

poranek

Miałam dzisiaj sen.

Wypiłam coś, co miało spowodować moją śmierć. Ostatnie, co zapamiętałam, to jak żegnałam się ze wszystkimi, dziękując im, że byli. Tyle, że ci wszyscy byli zupełnie gdzie indziej, leżałam sama na łóżku i byłam spokojna jak nigdy. Czekałam zastanawiając się, czy będzie bolało, czy może zasnę bez bólu (takie mam warstwowe sny, gdzie czasem śni mi się to, że śnię i śni mi się coś). Czułam, że oddycham coraz ciężej. Wstałam rano z o dziwo lekką głową, ale jakimś takim... dziwnym uczuciem. Duszności alergiczne minęły po godzinie od wzięcia przeciwhistaminatu. 

Od rana pragnę dotyku Pana. Po jednej rozmowie ze znajomym rano mam znowu głowę wypełnioną różnymi myślami i chcę się schronić w Pana ramionach. Czas oczekiwania, przez to dzień będzie się nieznośnie dłużył. On pomaga mi na takie dolegliwości-wszystko jest nieistotne, kiedy On tak powie.
Na niektóre opisy jestem za wrażliwa. Nie potrafię inaczej, mam za duży próg empatii, co jest przekleństwem czasem.  Do tego często są to rzeczy wykraczające poza moje rozumowanie. Powoli się oswajam i trawię-bo w końcu jest to tylko streszczenie, muszę wziąć się w garść.Powinnam wziąć się w garść. Powoli mi lepiej.




2 komentarze:

  1. Ja to nazywam "schowanie się w Panu" i wtedy nic złego już stać się nie może :*

    OdpowiedzUsuń