Krok do przodu, dwa kroki do tyłu, cztery kroki do przodu.
Nie zapeszam czy wygram wojnę, ale udało mi się wygrać jedną bitwę z bólem i seks analny udał się bez problemów. Ba! Nawet bez jakichś specjalnych przygotowań. Ot, Pan stwierdził, że mam luźny tyłek po orgazmie, na co ja po prostu się zaoferowałam (ok, może zabrzmieć brzydko, ale chciałam żeby zabrzmiało żartobliwie) od dupy strony.
Było świetnie. Szybko, mocno i świetnie. Co najważniejsze nie było ani bólu, ani dyskomfortu w trakcie i już po.
Ale może jestem w takim dobrym nastroju po wczorajszym seansie. Chyba nawet na pewno.
Pan postanowił znowu mnie podręczyć, przetestować jeden wariant.
A ja... Udusiłabym się własnym orgazmem. I mówię serio.
Bo przyjemność że jest, to wiadome.
Im dalej idziemy w ten las, tym ciemniej i głębiej, mocniej-i intensywniej. Wczoraj znowu poszłam o krok do przodu, finalny orgazm stawiam na 16/10 (miałam zmienić tą skalę, ale ostatecznie to ona najlepiej odzwierciedla moje odczucia). Okazało się, że nadmierna przyjemność kończy się u mnie mocnym ściśnięciem przepony.
O ile orgazm nr 1 był standardowy jak na użycie języka przystało, o tyle orgazm nr 2 towarzyszący wandzie był już oszałamiający, choć krótki, jednak zaparł dech w piersi na krótko. Spotęgowało się, ponieważ cały czas napinałam biodra, uda i brzuch, unosząc się i kołysząc pod Nim, gdzie sterował jedynie wandą, oraz trzymając mnie mocno-bo się wyrywałam. Uwielbiam tak pływać, już to kiedyś mówiłam. Została zatarta na skórze malinka od Jego dłoni na moich plecach..
Ale orgazm nr 3 to było pierdolnięcie z kategorii "czuję, że się zbliża nawet cebulkami włosów, palcami u stóp, każdym zakończeniem nerwowym w ciele". Jak już doszłam, to straciłam oddech.. W pierwszym odruchu szybszy oddech spowodował brak tlenu, zawroty głowy-i musiałam zmienić pozycję na siłę, wydobyć się z Jego uścisku. Przestraszyłam się trochę, ale starałam się nie stracić głowy. Nie używałam hasła bezpieczeństwa bo wiedziałam, że szybko wrócę do normy. Nie chciałam również tego przerywać, chciałam, żeby Pan wykorzystał mnie do końca.
I po prostu uwielbiam patrzeć, jak dochodzi, jak Nim wstrząsa, już po zatonąć w Jego ramionach.
Jedyne, co mi nie pasowało to to, że znowu zasiedliśmy do późna w nocy, przez co znowu poranek był ciężki... Ale że dzień wolny, to można było sobie pozwolić.
Cztery kroki do przodu. Powoli zaczynam się czuć nieswojo z myślą, jak daleko można zabrnąć. Jak bardzo można przeżywać orgazm. Nie wiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz