sobota, 17 marca 2018

mumia

Albo raczej kokon, który przypominał zwłoki.

Sesja treningowa.

Taką rolę odegraliśmy wczoraj-już jakiś czas temu rzuciłam propozycję Panu, że chciałabym doświadczyć mumifikacji, a Pan to rozważył i w końcu wyraził zgodę.
Zanim podjęliśmy jakiekolwiek działanie, poczytaliśmy instruktaż, możliwe reakcje organizmu, możliwe kombinacje. Użyliśmy czarnego stretchu (50 cm szerokości).

Byłam zawinięta 55 minut.
Dużo, niedużo? Chciałam więcej...
Ale jak na pierwszy raz całkiem ok, w ogóle nie czuć było upływu czasu i to Pan musiał mnie pilnować z zegarkiem (dosłownie) w ręku.
Zaczął od stóp, powoli pnąc się do góry. Głowę owinął również, wycinając palcem otwór na nos i usta. Przyznaję-wystraszyłam się, kiedy zaczął owijać głowę.
Zapomniał też zabezpieczyć sutki, przez co dostał się już po zawinięciu tylko do jednego.
Strecz przylega ciasno do ciała, nie ma możliwości wsunąć palec pod zawinięcia..
Pan na pierwszy raz nie kneblował mi ust, ani nie owijał dodatkowo taśmą-potrzebował mnie trochę powyginać i porozmawiać.
Bardzo dziwne uczucie. Miałam wrażenie że moje ciało nie jest moje. Byłam całkowicie zdana na łaskę Pana, a On wykorzystał sytuację. Wyciął otwór w miejscu cipki, zerżnął mnie zaraz po zawinięciu i ze spermą która się rozlała wszędzie owinął z powrotem. I tak leżałam do końca, gdzie Pan dłonią uderzał po ciele, a klapsy rozchodziły się jak fala. Poza tym, czułam jak się delikatnie pocę.
Myślałam, że zacznę marznąć w tej folii, ale było mi w sam raz. Nie jestem oczywiście pewna co by było, gdyby Pan zostawił mnie samą sobie. Z takich skutków ubocznych czułam jedynie suchość w ustach.

Po rozwinięciu dopiero zobaczyłam, ile śladów zostało na skórze, choć nie czułam że cokolwiek się odciska. Ciężko było również od razu wstać, dziwne odrętwienie na nogach. Pamiętam zwykle, że po intensywnych doznaniach nie powinno się gwałtownie podnosić, ale tu w zasadzie było leżenie... Muszę to zapamiętać na następne razy które będą-bo Panu baaardzo się podobał ten proces.


Sesja właściwa.

Dzisiaj... I nie wyszła.
Na pewno na plus tym razem zakrętki na sutkach ułatwiły ich znalezienie i wydobycie. Na plus szczelniejsze zawinięcie, dokładniejsze. Na plus niesamowite odczucia, dużo intensywniejsze.
Na minus ciężkie oddychanie przy zawijaniu głowy. Na minus drętwienie dłoni i szybka utrata czucia. Na minus umieszczenie wandy dociśniętej do łechtaczki... a zawiniętej przy nogach.

Zaczął owijać od góry, przez co odruchowo ruszałam ramionami-co skutkowało traceniem czucia w jednej ręce po ok 20 minutach. Dodatkowo zawinięta wanda generowała ciepło, które nie miało gdzie uciekać... i w skutku lekko mnie obtarła-ból swędząco piekący.

Chujowo, ale co zrobić. Nie może być tak, że coś, co wprowadzamy dopiero wiemy jak stosować... A przynajmniej na następny raz już wiemy, czego unikać, co ulepszyć, co wyrzucić. Testy, testy, testy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz