czwartek, 10 stycznia 2019

miły wieczór

Wszystko wyszło od tego, że poprosiłam Mistrza o realizację jednego z moich ulubionych zdjęć, znalezionego w internecie (kobieta miała świeczkę na ranieniu). Oczywiście przygotowania zajęły dłużej; rozgrzać świeczkę, przygotować aparat, zaaplikować kuleczkę, do tego doszła niewygoda spowodowana moimi szczudłami (stać przydługo w 16 cm platformach, gdzie na co dzień chodzi się w płaskim obuwiu, to tortura).
Ale jestem zadowolona z efektu, bardzo.




Ogarnęliśmy powstały bałagan (odrywanie wosku z ciała to ta mniej przyjemna część) okazało się, że nieco mnie spiekło w miejscu świeczki. Przemyłam, oczyściłam. Mistrz przywołał mnie do siebie. On na krześle, ja na kolanach, dalej z kulką w cipce, głębokie gardło.
Wszystko niewerbalnie.
Z pieszczot prosto było przejść do tego, żebym posłużyła swoim ciałem. Jak lalka. 
Choć Mistrz ostatnio trenuje na mnie policzkowanie - to, co kiedyś było epizodycznie, teraz miało zastosowanie ciągłe, było podstawowym elementem. Ale zarówno ja, jak i On w pewnym momencie poczuliśmy to jedno uderzenie za dużo. Ja nic nie powiedziałam, On też - ale prawdopodobnie zauważył i przestał. Dokończył swoje dzieło po swojemu, wymagając ode mnie tym razem całkowitej bierności. 




2 komentarze:

  1. 16 cm platformy? Nie ustałabym, więc podziwiam. :) A woskowych zabaw zazdroszczę. Bardzo lubię wosk. Brakuje mi tego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem :* ale może kiedyś, wszystko przed Tobą :) samemu też można się ogrzać, zimno na dworzu, i w ogóle :* :*
      a platformy choć śliczne, to prędzej godzinę w nich pochodzę, jak postoję ;)

      Usuń