środa, 20 czerwca 2018

skóra do skóry

Czas tulenia. Czas, w którym pragnę dotknąć Jego skóry, poczuć ją pod palcami, chłonąć zapach. Czas, w którym uważnie obserwuję wszystkie włoski na Jego ciele, wszystkie pieprzyki, wszystkie blizny, wszystkie bruzdy. Czas, w którym pragnę Go bardziej. Czas, w którym czuję łatwość zrzucania swojej własnej skorupy. Czas wyjątkowej bezbronności. 

Potrzebuję Go czuć. 

Stąpam po lodzie, za którego granicą jest coś, co jest wzburzone jak morze podczas sztormu. Nie mogę tego dotykać, choć mam to na wyciągnięcie ręki. Mam zakaz... Muszę się pochwycić Jego ręki, Jego zapachu, Jego głosu, żeby zwrócić się w Jego stronę, oddać ciszy i poczuć spokój, który nad owym lodem króluje. On jest moim kołem ratunkowym, kiedy czuję, że nie daję rady, kiedy mnie przerasta, kiedy znowu kolejny wrzask wpada pod lód. I tak idę po tym lodzie, za Jego zapachem, za pragnieniem przytulenia swojej skóry do Jego skóry, trzymając w ręku kamienie które, kiedy zajdzie potrzeba, znikną w tej wzburzonej otchłani.

W tym miesiącu czuję progres, spełniłam swoje założenie, spełniłam Jego założenie. Tylko tyle i aż tyle, a zajęło to dobre kilka miesięcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz