Wszystko zaczęło się od tego, że Pan wyjął zakupione wcześniej "oczka" do przykręcenia do łóżka. Taka mała rzecz a cieszy; wieczorem poprzykręcał, zakrył narzutą, czy widać i zaprosił mnie na łóżko, że chce sprawdzić. Jako, że czytałam książkę, podstępu nie wyczułam.
Ułożyłam się, On wyjął linki, przywiązał jedną rękę, przeciągnął, przywiązał drugą rękę, przeciągnął, zawiązał-i nie ma szans, żebym wstała, co najwyżej mogę linki zza pleców się chwycić, i podciągnąć się nieco w górę. Więc ściągnął mi majtki, obnażył biust... I wziął się za nogi, dopasował oczko, przykręcił i związał nogi. Linka boleśnie wpijała się w skórę-ale nie na tyle, żeby zaburzyć zbytnio dopływ krwi.
I kiedy tak poskręcana leżałam, niezbyt mogąc się ruszyć, On wyjął wandę.
Po jednym orgazmie jedyne co mogłam to maksymalnie się wyprężyć i wbić sobie linkę jeszcze bardziej w ciało (nie wiedziałam że dam rady w ogóle takie ruchy wykonywać...). Coś okropnego-a jednocześnie niesamowitego. Ciało wzbraniało się przed kolejnymi orgazmami-bo one dosłownie bolały. Jakby mi ktoś w mózgu wbijał igły, a umysł już dawno odpływał. Wydawałam z siebie takie dźwięki... że wstyd mi, jak o tym pomyślę.
Musiał raz poprawić mi linki, bo zaczęły drętwieć mi palce-to bardzo utrudniało skupienie się. [Poprawka na raz następny-kajdanki].
Nie wiem, ile razy doszłam w trakcie tych 1.5 godziny. Ale pamiętam że dał mi w tym całym ciągu krótką przerwę na wyciszenie dwa razy, a On twierdzi że trzy. Doczepił kolejny sznurek do nóg, żeby jeszcze bardziej je zblokować. Tak samo wiem, że coś kazał powtarzać-ale nie pamiętałam w ogóle co. Okropnie się pociłam mimo włączonego wiatraka. Miałam wrażenie, że w pewnym momencie jestem dzikim zwierzęciem złapanym w sidła, nie panowałam nad odruchami, nie panowałam nad głosem. Zwierzęcy instynkt..... Odpłynęłam całkowicie, a w trakcie orgazm za orgazmem...
Dopiero już po, jak mnie zaczął rozplątywać poczułam obtarcie. Linka mnie ciut przypaliła nad kostkami, ale to nic, w porównaniu z otępieniem.
:)ślady i otarcia w takim wypadku są pozytywne :D Zabierają do wspomnień za każdym razem jak je poczujesz.
OdpowiedzUsuńTo coś w rodzaju namiastki śladów po szpicrucie, które dokąd je czuję zabierają do Pana i do tych specyficznych wspomnień :D
to nie, ja jakoś nie jestem ucieszona ze śladów-ale prawdopodobnie dlatego że mamy się na co dzień i zupełnie inaczej odbieramy "naznaczanie"
UsuńAle masz rację - czując ślady wspominasz dlaczego tam są i można rzecz, że jest to na swój sposób miłe
Tęskni się za tym stanem umysłu... :)
OdpowiedzUsuń