środa, 28 lutego 2018

ciężki dzień

Wczoraj położyłam wieczór...

Nic mnie nie tłumaczy.. Miałam ciężki dzień, córka młodsza dawała w kość... Ale starałam się na spokojnie, bez wybuchów, bez nerwów. Do wieczora było spokojnie, prawidłowo..  Ale potem jeden jedyny raz się uniosłam.
On coś mówił, ja byłam czymś zajęta i odburknęłam. Po skończeniu czynności nie przyszłam za to przeprosić.

Pan zawsze powtarza, ze wymaga ode mnie tego, żebym była szczera jeszcze bardziej jak jestem, nazywając wszystkie swoje stany i odczucia. Zadanie z pozoru proste, a ja mam wrażenie że urosło do muru tak wysokiego, po którym wspinam się i wspinam, i końca nie widzę.
Są rzeczy, które przychodzą mi łatwiej, są też i te, z którymi muszę się zmierzyć.

Nienawidzę mówić o sobie.

Przedtem to nie przeszkadzało, przed relacją mogłam zwyczajnie mieć swoje tajemnice, bezkarnie się unosić (ok, może nie bezkarnie, ale zawsze rozwiązywaliśmy ten problem rozmowami małżeńskimi-bez stresów, na spokojnie, krok po kroku analizowaliśmy. I dalej tak robimy).
Teraz mam wrażenie, że próbuję przełknąć za dużo, być idealną uległą dla Pana-ale nie potrafię zachować dobrych proporcji emocji. Paradoksalnie-lepiej mi w stanie, w którym oddaję się bezkresnie dla Niego, ale tańczę wtedy na granicy bycia niewolnikiem-i On to potępia, kiedy to wychwytuje.

Wiem, gdzie popełniam błąd-muszę nauczyć się obdzierać z tej jeszcze jednej, dodatkowej warstwy.
Nagość dosłowna-i za każdym razem ta sama bariera.
Nie mam na to ochoty, mam wrażenie, że jeśli zdejmę to z siebie, to nie będę w stanie Go niczym zaskakiwać, będę nudna i przewidywalna. Najbardziej boję się rutyny, powtarzalności-nawet zwykłe dni staram się zawsze czymś urozmaicać...
Ja wiem, Pan wymaga-ja się staram, ale czasem nie wychodzi.  Nie próbuję negować, cały czas próbuję się dostosować.

Nienawidzę, kiedy jest zawiedziony-to dla mnie najgorsza kara, jaka może być, na równi z ignorowaniem.

Porozmawialiśmy wczoraj o tym, długo. Długo za długo.
Przeprosiłam. Szczerze. Musiałam całkowicie się temu poddać, żeby móc szczerze i od siebie przeprosić.

Zajęło mi to 3 długie godziny.
Długo za długo.

Czeka mnie w tym kierunku dużo pracy, nie sądziłam, że dojdziemy tak daleko jeśli chodzi o relację.
Wydaje mi się, że gdybyśmy nie byli tak związanym małżeństwem, pewne rzeczy przychodziłyby prościej... A tak, łączy nas bardzo silna więź, którą relacja tylko niesamowicie umocniła.


poniedziałek, 26 lutego 2018

hak

Kolejna rzecz z listy "to do" odhaczona.
Dosłownie ;)

Pan zaplanował sesję z użyciem nowej zabawki już wcześniej-fizjonomia jednak swoje i trzeba było odrobinkę zmodyfikować plany.
Przede wszystkim spotkanie odbyło się w łazience, a nie w pokoju.

Pan przygotował mnie, wkładając korek-który jednak wypchnęłam dochodząc.
Użył nowego żelu, miałam wrażenie że lekko mnie znieczuliło-a przynajmniej ma działanie chłodzące.
Samo użycie haka-ok, dopóki nie został przypięty do obroży.
Takie małe urządzonko-a wymagało ode mnie wielkiego wysiłku. Nie dość ze wanna, klęczki cały czas, Pan zażyczył sobie golenia, to jeszcze potem żebym zadowoliła go oralnie.
Napociłam się pięknie. Czy muszę wspominać, że w trakcie  Pan zmuszał mnie do częstych ukłonów? ;)
Sterował mną jednym palcem-wrażenia były... dziwne. Jakby dosłownie otwierał mi się tyłeczek.
Lekko bolesne, ale niesamowicie stymulujące.
Zakończyliśmy to spotkanie seksem waginalnym, gdzie hak był w tyłeczku. Dziwne uczucie, jakby był i tu, i tu.
Oczywiście musiałam w trakcie uważać na głowę, żeby nie przechylać jej w przód, choć w pewnym momencie już się tym nie przejmowałam.
I kompresja czasu-miałam wrażenie, że całość trwa nie dłużej jak 40 min, okazało się, że zasiedliśmy 1.5 godziny.
A ja się dziwiłam że nogi mi ścierpły...




sobota, 24 lutego 2018

sentymentalnie

Ostatnio jest taki intensywny czas.

Z każdym dniem....
Mnóstwo rzeczy jest nowe, dopiero oswajane. Ogień, który płonął, wzniósł się jeszcze bardziej i mocniej-aż dziwne, że tak można.
Mimo że niedługo już będzie drugi rok jak wsiąkliśmy, to dopiero teraz nastąpiła jakaś intensyfikacja działań.
Realizujemy po kolei wszystkie swoje plany, fantazje i ambicje, które kiedyś musieliśmy odłożyć na półkę z racji braku możliwości, głównie finansowych.
Teraz brakuje nam tylko czasami przestrzeni osobistej (małe dzieci), ale i to po prostu obeszliśmy.
Jestem szczęśliwa, że możemy oboje czerpać radość z, jakby nie było-wspólnej pasji. Chociaż tak odmiennej, ponieważ z dwóch skrajnie różnych punktów widzenia.

Oczywiście wspólnych pasji mamy dużo więcej, nie samym seksem i jego oprawą człowiek żyje... a może...? :-)

Wiem, że już nie jesteśmy w stanie wrócić do tego, co było. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że żałuję że nie weszliśmy w to wcześniej-ale są decyzje w życiu, do których zwyczajnie trzeba dojrzeć-lub musi przyjść na nie odpowiedni moment. Ponieważ czasu nie cofnę, staram się nie żałować. Coraz częściej zastanawiam się jednak, jak my mogliśmy wcześniej funkcjonować...
Ja sama patrzę na niektóre sprawy zupełnie inaczej po czasie-choć są oczywiście rzeczy, które nigdy się nie zmienią (wentyl bezpieczeństwa). Staram się nie odczuwać nie swoich potrzeb-tylko patrzeć na to co chcę dać i co mogę z siebie dać, jakie obecnie mam możliwości, i w jaki sposób mogę się ukierunkować.
Cieszę się, że mimo relacji dalej mogę określić nas partnerami, możemy rozmawiać o wszystkim, tak jakbyśmy po prostu znaleźli równowagę.
Nie wyobrażam sobie jednak tego, co tworzymy bez uczucia-to jest jedna ze spoin tego związku, jeden elementarny filar. Ma to kilka wad, ale zdecydowanie więcej zalet. Jestem świadoma rzeczy które moglibyśmy będąc tylko w relacji, jestem również świadoma tego że są rzeczy, których nigdy nie zmienimy.

Czuję dominację Pana w każdym aspekcie-ale też ogromny szacunek, jakim mnie darzy.

Chociaż w życiu radzę sobie różnie, to coraz częściej łapię się na tym, że noszę w sobie taki niewielki żar-jestem dumna z tego, kim jestem; a przez to, co robimy zwyczajnie nabieram pewności siebie. Po kolei przechodzę wyżej i wyżej.

Oczywiście nie jest tak, że z osoby mocno niepewnej siebie i nieśmiałej nagle jestem przebojowa. Nie potrafię tak.
Powoli jednak, małymi kroczkami, wypracuję siebie taką, jaką chciałby mój Pan oglądać.


piątek, 23 lutego 2018

elektrostymulacja. podejście pierwsze

Pierwsze koty za płoty, ładnie rzecz ujmując.
Praktycznie-bałam się trochę niesłusznie.
Uwaga, wpis zawiera mnóstwo luźnych przemyśleń na temat elektro. Subiektywnie, jak zawsze.

Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że mój Pan to fetyszysta prądu-i po przerobieniu tego urządzenia prawdopodobnie zakupi następne-mocniejsze.

Urządzonko ma 8 programów, 10 szybkości i 10 poziomów mocy.
  • elektryczna stymulacja mięśni (EMS)
  • elektryczna stymulacja nerwów (TENS)
  • funkcja masażu
 Sesja treningowa-więc nie było knebla, zgłaszałam wszelkie uwagi i odczucia-jakoś nie widzi mi się perspektywa ewentualnego paraliżu miejscowego czy coś (bo tego się najbardziej obawiałam, że dojdzie do spięcia mięśnia, którego potem nie rozluźnię).

Pan na wszelki wypadek (celowo) zapiął mnie w rozpórkę na linach-byłam w jednej pozycji bez możliwości jakiegokolwiek ruchu w przód czy w tył. Elektrody (4) zapiął pierwotnie dwie na wnętrze ud przy pachwinach i dwie na wzgórku łonowym (pomiędzy była łechtaczka). W trakcie testów je przepinał, jednak najlepsze efekty były właśnie w tym ułożeniu.

I dobrze, bo wiłam się jak węgorz...

O ile program pierwszy-pojedyncze impulsy przypominające bicie serca-super, bo takie delikatne igiełki był relaksujący, o tyle przecież nie o relaks chodzi a o konkretną stymulację.
Jak włączył ten program na maksa, to miałam wrażenie, że mi ktoś zaraz igłami cipkę przebije.
Przelecieliśmy przez wszystkie tryby-na ten moment optymalnie jest na poziomie 5 (środek możliwości) . Później zaczęliśmy pracę z szybkością, udało mi się wytrzymać pierwsze trzy prędkości (najwolniejszy, mniej wolny, wolny) na maksymalnym poziomie.

Do tego wanda (różdżka, miała się nazywać jagoda, ale Pan przechrzcił ją na wandę w moment).

Stosunek seksualny potęgował stanowczo odczucia z impulsów, jakby rozrywało mi skórę (co jest zrozumiałe, bo mięśnie się naciągały przy Jego wchodzeniu i wychodzeniu).

Założeniem i eksperymentem Pana było doprowadzić mnie do orgazmu prądem, a później prądem i wandą.
Nie udało mi się dojść ani tak, ani tak-pomimo, że dosłownie wylewało się ze mnie.

Problem był taki, że ciągle balansowałam na granicy dojścia, zwłaszcza w momentach, gdzie długie pociągnięcia prądu współgrały z wandą na najwyższych obrotach.
To jednak z czasem spowodowało narastającą frustrację-ale w końcu blisko 2h zabawy z prądem i żadnego postępu poza tym, że znieczuliło mi łechtaczkę.
Muszę jednak zwrócić uwagę, że impulsy przestawały być bolesne i szczypiące przy zaciskaniu mięśni przy wandzie (nie umiem tego ładnie określić-ale przy stymulacji łechtaczki zwykle zaciska się mięśnie pochwy do momentu orgazmu-gdzie zaciskają się one jeszcze bardziej, już samoczynnie), a stawały bardziej przyjemne.

Po wyłączeniu elektrod nie mogłam dojść jeszcze przez jakiś czas...
Za to jak się udało-PIERDOLNIĘCIE.
Nigdy w życiu nie miałam takiego orgazmu. Tak intensywnego, tak długiego. Feeria spazmów. Musiałam połykać swój krzyk w poduszce przy twarzy.
Na mojej osobistej skali na przestrzeni lat na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile się takich zdarzyło przekraczających skalę 10. 11/10. 12/10.
Ten szacuję na co najmniej 15/10.

I bardzo jestem ciekawa jak wyjdzie praca z kolejnymi trybami.


---------------------------------------------------------------------------------
KWESTIE BEZPIECZEŃSTWA!

- nie wolno stosować na linii serca z wiadomych przyczyn
- żelowych elektrod nie trzeba dodatkowo nawilżać-potliwość może zwiększyć przechodzenie impulsów, co powoduje nasilenie odczuwania
- nie używać na skórze uszkodzonej
- po użyciu może wystąpić zaczerwienienie skóry-minie
- w razie jakiegokolwiek odstępstwa od normy zaleca się przerwanie używania
- elektrody muszą być dobrze doklejone-inaczej nie ma przewodnictwa

czwartek, 22 lutego 2018

lekcja pokory. wnioski


Ponieważ poprzedni dzień dobiegł końca i zaczął się nowy (po północy-więc się liczy), zaryzykowałam i wyszłam z inicjatywą. Wolno mi inicjować-a wręcz jest to wymagane.

Ale już nie dla chcicy-dlatego, że zwyczajnie chciałam Pana zadowolić. Co z tego że w środku nocy.
Już, teraz, tak poczułam. Co z tego, że będzie waniliowo.
Potrzeba-niby moja-ale ukierunkowana tylko na Niego. Wiem jednak, że ja tez będę zaspokojona.
Wiem, ze tylko tak się odkupię i ostatecznie poukładam swoje myśli.

Więc nurkuję w kołdrę, znajduję ustami penisa, wykonuję zdecydowane głębokie gardłowe pchnięcia całą sobą.
Słyszę jak mruczy, czuję jak się podnosi.
Miarowo, zaczynamy tańczyć w jednym rytmie, coraz szybciej i szybciej.

Staram się jak mogę najgłębiej, brakuje mi tchu-tak bardzo się staram.
Czuję jak Jego podniecenie narasta gwałtownie-nie wiedzieć czemu, ja czuję, że leje się i ze mnie.

Trysnął tak głęboko, że nawet nie poczułam jak smakuje...
Nie musiałam na Niego patrzeć w ciemności-czułam taki żar, że to jest nie do opisania.
Usiadłam na Niego, zaczęłam się ruszać. Widziałam że uważnie mnie obserwuje w ciemności, wiedziałam że dokładnie widzi moją twarz.
Tyle wystarczyło, do zdobycia szczytu dwa razy.

I Pan był zadowolony! Zebrałam pochwałę i nagrodę, aż znowu mi się głupio zrobiło-bo zrobiłam to dla Niego bo tak czułam.
Pan podarował mi trzeci, intensywny orgazm (wandą).
Mogłam iść spać z czystym sumieniem, lżejsza i zadowolona.

Ale przez cały ten czas nie myślałam o sobie-tylko cały czas o Nim.



lekcja pokory

Wczoraj wieczór skopałam to wszystko.

Mam burzę hormonalną związaną ze zbliżającym się okresem.
Wiem, żadne wytłumaczenie, żadne usprawiedliwienie. Jestem w stanie panować nad sobą, zwłaszcza przy Panu, jednak czasem coś się wymsknie i wychodzi taki mały foch, którego sama nie rozumiem a brnę w ten absurd.
Oczywiście Pan konsekwentnie to tępi...
Rozmawiamy na bieżąco ze sobą, ja nie migam się absolutnie od tych rozmów, staram się szczerze odpowiadać na pytania.
Nie rozumiem jednak czasem sama siebie-a mimo to On doskonale wychwytuje moje nastroje, odczucia i myśli.
--------------------------------------------------
Wczoraj przyszły nasze zakupy zabawkowe-nastawiłam się na sporo, biorąc pod uwagę możliwości wstępnie przetestowanego magic wanda (ach!), zgodnie z wolą prysznic, wygładziłam skórę, przygotowałam się i... Pan zadecydował inaczej.
Do spania, bo nie wykrzesa ze mnie tyle, ile by chciał, mam odpocząć.
Wkurwiłam się, zawiodłam się, było mi żal. Przygotowania na nic, moje nastawienie na nic.

Pan mnie skutecznie upomniał-próbowałam to przetrawić na szybko-ale to są rzeczy które są mocno ciężkostrawne i wymagają czasu, żeby zrobić to dobrze i szczerze.
Że muszę pogodzić się z Jego decyzją, że nie mogę tego negować, bo mam takie widzimisię.
I próbowałam się buntować, i oczywiście chuja z tego wyszło.

Czy muszę mówić, że nie mogłam zasnąć?

Ale trawienie odniosło skutek, zrobiło mi się niesamowicie głupio. Że w ogóle próbowałam negocjować coś tak oczywistego. Pan spokojnie spał obok, a mnie dręczyła moja własna chcica, pomieszana z wyrzutami sumienia że tylko ciągle się stawiam, nic od siebie nie daję a wymagam.

Lekcja pokory, tym skuteczniejsza, że musiałam się ugiąć w sposób którego nie lubię-ale było to konieczne.

Muszę to zaakceptować, chcę tego-to jest to, czego wymaga ode mnie mój Pan. Ponieważ nie cierpię Go zawodzić-muszę się dostosować jeszcze bardziej. Nie wiem, dlaczego chciałam tak bardzo wczoraj to zagrać, wiem jednak że już tego nie zrobię.
Miałam prawo się nastawić-ale nie miałam prawa egzekwować czegokolwiek.
Szkoda, że nie umiem takich rzeczy od razu u siebie stosować...






wtorek, 20 lutego 2018

bdsm

Tak czasami myślę, czym DLA MNIE tak naprawdę jest cały klimat bdsm-to tak szeroki świat, że w miarę poznawania go coraz bardziej wciąż jestem zaskoczona, jak wielu dziedzin życia może on dotyczyć.
Jestem naprawdę zadowolona z poszerzenia perspektyw, mam okazję porozmawiać z ludźmi w tym świecie, gdzie każdy ma swoją własną, niezwykle ciekawą historię.


Definicja podstawowa:

BONDAGE-DISCIPLINE
DOMINATION-SUBMISSION
SADIZM-MASOCHIZM

te trzy pary uzupełniają się wzajemnie, stąd też charakterystyczny symbol triskeliona.

Co dla mnie znaczą te pojęcia?

Bondage-krępowanie za pomocą sznura-lub innych rzeczy (pasek, chusta) w celu ograniczenia (lub pozbawienia) wolności ruchów. Dla mnie również oznacza spętanie psychiczne-i termin ten bardziej przemawia do mnie w ten sposób.
Discipline-kary i zasady, norma. Pan wymaga danego zachowania i konsekwentnie dąży do niego. Ja sama od siebie dążę do tego, aby tylko z Jego wskazówkami wykonywać polecenia, zmieniać się. Pan rzadko stosuje kary, bo nie ma konieczności, ale jednak się zdarzają.

Domination-kontrola. Rozważna, w pełni świadoma. Odpowiedzialna. Oddałam władzę nade mną mojemu Panu, ponieważ Mu ufam. Ostatnio jednak odkrywam, że władza nad ciałem i decyzjami to nie to samo, co oddanie władzy nad umysłem i odczuwaniem-a tego doświadczam. I tego potrzebuję.
Subbmission-tak naprawdę to, co mnie określa-chcę Mu służyć jak najlepiej, być dla Niego, wykonywać Jego polecenia, bez wahania. Nie chce nawet podejmować prób buntu we wszelkiej postaci-ale wiadomo, jestem tylko człowiekiem. Tu wracamy do dyscypliny.

Sadizm-przyjemność z zadawania bólu. Fizycznego lub psychicznego. Mój Pan lubi sprawiać mi ból-ale umiarkowany, tylko do momentu w którym jest on przyjemny. Nie mogę w pełni stwierdzić, że jest sadystą, ma jednak pewne sadystyczne zachowania..
Masochizm-czerpanie przyjemności z zadawanego bólu. Jak w definicji podstawowej, uwielbiam ból-ale mam swoje granice wytrzymałości, za którymi czuję się źle i niekomfortowo. Nie mogę siebie określić jako masochistki-ale tu znowu musze przyznać, że wkraczając na taką ścieżkę, w mniejszym lub większym stopniu można to tak ująć

Twierdzę, że w tym klimacie każdy, ale to każdy ma po trochu danych cech, nie można wykazać wartości równej zeru. I trzeba pamiętać, że ta skala jest naprawdę szeroka, są jednak takie skrajne warianty, za którymi już nic nie ma.

Ewentualny prawny aspekt: 
"Kodeks karny stanowi, iż prezentacja treści pornograficznych prezentujących przemoc podlega karze pozbawienia wolności od 2 do 12 lat.  Samo praktykowanie nie podlega żadnym karom."



odnowiona przysięga

To była bardzo niezwykła sesja, w której Pan przesunął mnie dość trochę w przód po moich ograniczeniach.
---------------------------------------------------------------------------------
Zacznę od tego, że któreś zadanie wypełniłam ponad Jego oczekiwania-stąd zadowolony pozwolił mi wybrać prezent.
Od razu pomyślałam o nowym pierścionku (mój obecny zaczął pękać w punktach newralgicznych), który będzie dla mnie jak obroża-coś, co będę mogła nosić przy wszystkich, ale patrząc na niego-będę myślała o tym, że jestem Jego.

Ale wiadomo, jak to ja-nie jestem w stanie myśleć tak o sobie-wpadło mi do głowy, że Panu również przydałoby się coś takiego, co mógłby nosić bez podejrzeń. Idealnie, gdyby to był komplet.
I trafiłam w ten sposób na czarne obrączki-wykonane z wolframu, proste, ciężkie, jakby dzielone na dwie części (dwa światy zupełnie jak u nas).
Rozmiarowo-idealnie się wbijamy. Zapytałam Go, co o tym sądzi, czy w ogóle chce-ale i Jemu również spodobała się idea. Więc zamówiłam.
----------------------------------------------------------------------------------
Kiedy przyszły, Pan tylko przymierzył, czy pasują (jakby ewentualne reklamacje trzeba było zrobić), i-ponieważ było ok, zachował je na wieczór.
Proste wytyczne-o danej godzinie mam być po prysznicu, w ładnych majtkach, w pokoju, poświęcając uwagę tylko Jemu. I mam przynieść lód.

Więc byłam. I przyniosłam.

Na środku pokoju łóżko, Pan kazał stanąć na nim i po kolei wpinał ręce i nogi w kajdany.
Zadanie-włożyć sobie kuleczki (mam bardzo ciężkie i duże), a także jajeczko, jak zawsze. Położyć się i czekać.
Bez pośpiechu (po co się spieszyć) kolejno przywiązał ręce pasami do łóżka, nogi w rozpórkę i również tak samo.
Dołożył mi korek analny, zakrył oczy opaską.
Zapalił świece. Wziął lód.

Taniec ognia i lodu, naprzemiennie z uderzeniami pejcza (nitki floggera zdejmowały zastygnięte kropelki wosku).
Sesja podzielona została na trzy akty-gdzie w każdym z aktów miałam zadanie do wykonania.
To ode mnie zależało-ile będą trwały poszczególne części-uzależnione mocno od tego, ile czasu zajmie mi wykonanie.

Pierwszy-mam dojść samodzielnie, używając jedynie tego, co mam w sobie i dowolnych pozycji, na tyle, na ile pozwala skrępowane ciało (wypełniony).
Drugi-mogę błagać Pana o pomoc w dojściu (wypełniony).
Trzeci-najważniejszy, mam się oddać całkowicie Jemu.
Wypełniony!
Pan naznaczył mnie w sposób uznany za upodlający (a ja byłam na granicy dojścia, kiedy po kolei czułam spadający mocz na piersi i cipkę), a następnie przymocował mi świece przy piersiach i posiadł jak nigdy dotąd.
Wypowiadał w trakcie słowa przysięgi, nakładając jednocześnie obrączkę, a moim zadaniem było potwierdzać Jego wolę.
Dobrowolnie i sama od siebie zrzekłam się wolności dla Niego-to najcenniejsze, co mogłam Mu podarować.
Od tej pory to On będzie o mnie decydował.

Jego obrączkę nałożyłam zaraz po wstaniu (z zawrotami głowy i drżeniem mięśni)-bez używania rąk.
-----------------------------------------------------------------------------------
Jestem Jego własnością. Odczuwam to tak, jak nigdy do tej pory.
Odnowiona przysięga, która wiąże mnie bardziej jak małżeńska.

poniedziałek, 19 lutego 2018

woskowa figura

Wieczór.

Jedyne źródło światła w pokoju to mała lampka nocna.
Na środek pokoju Pan wysunął łóżko, wokół zauważyłam kajdany na linach (znaczy będę leżeć rozstrzelona  w znaku X). Gdzieś obok duża, jasna świeca.

Pan każe mi się położyć nago na brzuchu, ręce wysunąć, nogi rozłożyć.
Widzę, że jestem idealnie naprzeciwko lustra-więc mimowolnie balansuję po swojej granicy niepatrzenia (nie cierpię na siebie patrzeć nago-jedna z granic, której chcę się pozbyć).

Powoli, bez pośpiechu, po kolei tracę swobodę ruchu-zauważam również że kajdany są połączone jedną liną-wysunięcie rąk powoduje ciągnięcie za nogi i na odwrót.
Pan zakłada mi knebel-kulkę, podnosi za włosy do lustra.
Zaczynam się ślinić, dość intensywnie.
Pan odchodzi i zapala świecę, odkłada ją na bok. 
Wraca do mnie.
Jedno uderzenie, kolejne i kolejne. Pan używa floggera, miękkie nitki skutecznie parzą mnie w skórę.
Wchodzi we mnie i używa mnie.
Jest mi dobrze....
Knebelek skutecznie zmusza mnie do trzymania głowy, a więc patrzę przed siebie w lustro. Ten widok już nie jest dla mnie wstydliwy, choć jeszcze mam ochotę zamknąć oczy, jednak Pan nie pozwala.
Klaps. Jeden, drugi, trzeci. Wyjmuje mi knebel, chce słyszeć, jak jęczę.

W pewnym momencie czuję gorące igły-mnóstwo igieł, mój ulubiony wosk-boli i rozpala, idealny na chłodniejsze dni.
Pan leje woskiem po moich plecach i pośladkach, rozpala mnie, to boli-ale jest to ból tak fascynujący i przyjemny, że powoduje u mnie jeszcze większe podniecenie.

Słyszę, jak odkłada świecę, czuję jak zdejmuje (jeszcze trochę ciepły) wosk, podchodzi do nóg i odpina je-tak samo jak ręce. Każe przewrócić się na plecy, zapina ręce i nogi.
Ja jestem rozgrzana do granic, marzę o tym, żeby Pan zostawił coś we mnie, równie gorącego.
Wchodzi...
Posuwamy się powoli do przodu, jak w osobliwym tańcu-w pewnym momencie spadam głową w dół, a jedyne, co mnie trzyma to kajdany na sznurach (jakbym była powieszona na łóżku). I widzę siebie do góry nogami, falujące piersi i Pana, który góruje nade mną. On również wpatruje się w lustro-nie we mnie, ale w nasze odbicie.


Dochodzę wraz z nim, gwałtownie, przez chwilę frunę.
Kiedy tylko dochodzę do siebie-czuję jak boleśnie wiszę, głową niemal dotykam podłogi, ciało jest wyciągnięte w dość nienaturalny sposób.

I tylko tak jakoś... cieplej mi :)


sobota, 17 lutego 2018

porozmawiajmy o ustach

Czyli co udało mi się do tej pory.

deep throat, passive fellatio, fellatio

Tak mnie dzisiaj naszło na rozkminę odnośnie seksu oralnego; możliwe dlatego, że Pan dzisiaj unieruchomił mnie przy ścianie, a następnie skorzystał z moich ust-i nie była to kara, lecz nagroda dla mnie (za dobre sprawowanie).

Okazuje się, że nie samym ssaniem człowiek żyje, można to sprowadzić do rangi sztuki-i spokojnie przechodzić z jednej techniki w drugą.

Mój Pan uwielbia, kiedy zajmuję się Nim w ten sposób. Ja sama uwielbiam się dokształcać w tym kierunku, obecnie chcę nauczyć się masażu prostaty per rectum.
No ale to nie temat na teraz.

Fellatio-jak wygląda, każdy wie. Do końca z połykiem, czy po prostu stymulacja-uwielbiam oba kierunki.

Pasywne fellatio-można przyrównać do wykorzystywania ust-z tą różnica, że oczywiście musi być obopólna zgoda. Kobieta musi być nieruchomo, mężczyzna jest stroną wykonującą wszelkie czynności.
Nie wiedziałam, że ma swoją nazwę takie pasywne podejście-ale daje mi o wiele więcej doznań, więcej podniety-sama świadomość wykorzystywania w ten sposób jest dla mnie bardzo silnym bodźcem.

Deep throat (głębokie gardło).
Na pewno nie da się go wykonać z marszu (choć pewnie są pojedyncze przypadki,  że kobiety nie mają z tym problemu). Ja miałam, przez co ćwiczę kiedy tylko mam możliwość.
Najgorzej jest się pozbyć odruchu wymiotnego. To wymaga czasu, wprawy i zdjęcia blokady psychicznej. I wstydu-bo często już po wygląda się, jak wygląda.
Jest mnóstwo blogów i stron poświęconych ćwiczeniom w tym kierunku-jeśli ktoś chce zagłębić się w temat, wystarczy poszukać.
Ja ćwiczę, efekty są. I jest to niesamowite doznanie, nie tylko dla Pana.






piątek, 16 lutego 2018

ALFABET. uwaga, prawdopodobnie to będzie najdłuższy wpis na blogu.

jedna z notatek, którą chciałam zrobić-zawiera moje subiektywne przemyślenia i opinie (a te, jak wiadomo, najlepiej traktować obiektywnie).

A
A jak analny seks.
Pierwszy raz był zajebisty ;) Kilka kolejnych już mniej, co spowodowało przerwę (w dostawie, ha), ale powróciliśmy do tematu na nowo. Pomogła również literatura (seks analny bez tajemnic, radość seksu analnego) i mnóstwo rozmów.
I można obecnie powiedzieć, że seks analny jest moja ulubioną aktywnością seksualną, a opory przed penetracją-w głównej mierze siedzą w głowie.
Wiadomo, boli. Bardzo-jeśli penetracja ma się odbyć od razu, bez przygotowań, i na sucho. A strach przed bólem potrafi skutecznie uniemożliwić choćby próbę-stąd najlepiej nastawić się psychicznie, zrelaksować, dla początkujących-warto zacząć rozciąganie od jednego palca i sukcesywnie zwiększać ilość do 3, można korkiem analnym najpierw, lub smukłym wibratorem. Wykonywany tak jak trzeba prowadzi do zajebistego orgazmu.
I proszę sobie nie żałować żelu ;)

B
B jak ból.
Pierwsze lanie było takim koszmarkiem, przez którego na długi czas zrezygnowaliśmy z tego typu aktywności.
Owszem-obecnie jest on częstym gościem, ale umiejętnie i umiarkowanie zadawany.
Ja mam stosunkowo niski próg bólu, mój Pan z kolei nie jest typem, który czerpie satysfakcję z jego zadawania-prędzej cieszą Go inne aktywności związane z doznaniami na tle sensualnym i seksualnym, aniżeli znakowanie mojego ciała rozmaitymi odciskami. Co nie zmienia jednak faktu, że część sesji zaczyna się od porządnego 'klepanka' tyłka bo i Jego i mnie to nakręca na dalsze czynności.

C
C jak ciąża.
Tak się zdarzyło, że część aktywności przypadła na ten czas.
Da się-ale trzeba wiele rzeczy ograniczyć, choćby krępowanie linami (zrozumiałe). Odpadają wszelkie pozycje na brzuchu (leżenie), uderzenia w brzuch (i okolice) również, sesje nie mogą być zbyt długie i zbyt intensywne.
Znalazłam nawet wątek na forum, w którym pani z powodzeniem uczestniczyła w gb-jedynie pod koniec musiała chwilowo zaprzestać tej aktywności.
Ja byłam cały czas pod opieką lekarza, w razie niepokojących objawów miałam się zgłaszać-ale poza standardowymi wizytami nic się ciekawego nie działo.
Aktywność seksualna podczas ciąży jest bardziej wyraźna, daje więcej doznań. Ale trzeba uważać, żeby nie przesadzić. Każda kobieta jest inna, inaczej ciążę znosi-uważam, że ewentualne sesje podczas tego stanu powinny odbywać się tylko z osobami naprawdę zaufanymi.

D
D jak Dominujący.
On wywiera na mnie nacisk we wielu aspektach życia (głównie seksualnym, ale również w niektórych moich decyzjach i zachowaniach).
Wymaga na mnie określone zachowania, sposób poruszania się, sposób mówienia.
Jeśli czegoś nie chcę-mam zwyczajnie o tym powiedzieć, zaargumentować odpowiednio (nie dla nie jest karane).
Paradoksalnie czuję się przy Nim bezpiecznie-czuję się kontrolowana, ale mam wrażenie, jakby ktoś włożył we mnie brakujący element, w końcu stanęłam w pionie.
Również przez Jego oddziaływanie potrafię się wyciszać szybciej, działać pewniej, być dumną z siebie. I szybciej określać swoje potrzeby.

E
E jak emocje.
Te towarzyszą nam od początku. Cała paleta różnych odczuć, na których bazujemy i opieramy się, gamy na nich, udoskonalamy potrzebę odczuwania.
Tak, stanowczo to jest coś, na czym mój Pan się skupia.

F
F jak fisting.
W przeszłości podejmowaliśmy bezskuteczne próby-schemat jednak cały czas jest ten sam, plus to-że brakło nam doświadczenia. Trochę poczytaliśmy, uzupełniliśmy wiedzę. Najbardziej przyswajalne i jasne wskazówki są tu
Niedawno znowu powróciliśmy do tematu-tym razem o wiele lepiej przygotowani, żelu aż nadto-sukcesywnie utknęliśmy na najgrubszej części złożonej odpowiednio dłoni.
Myślę, że i to obejdziemy, po prostu potrzeba więcej czasu, a ja muszę się bardziej naszykować, że pieczenie w początkowej fazie jest po prostu rozciąganiem się-zasada chyba identyczna jak przy pierwszym analnym.

G
G jak golden shower (tudzież pissing).
Tu znowu-najgorzej przesunąć granicę wewnętrzną-bo pierwszy raz wystąpi blokada, chyba że było pite sporo piwa-wtedy żadnych hamulców nie ma ;)
Idealnie jednak, kiedy da się nad tym zapanować, oraz czerpać z tego seksualną przyjemność i zupełnie nowe doznania. Przyznaję bez bicia-mam fetysz. Zarówno w oddawaniu jak i w przyjmowaniu. Psychologia z kolei określa to ślicznie urofilią.

H
H jak hak analny.
Zupełnie nowe doznania analne. Przywiązany do obroży-zmusza mnie do przyjęcia określonej (ciut niewygodnej) pozycji. Pan może mnie za niego 'unosić' jak chce, czyli małym wysiłkiem wymusza na mnie ułożenie. Nie próbowaliśmy jeszcze wiązań sznurkiem i haka-ale wszystko przed nami. Na pewno da nam wiele możliwości i pola do manewru.

I
I jak inicjatywa
Której Pan wymaga ode mnie, abym nie była jedynie biernym narzędziem w Jego rękach. Oczywiście są sytuacje, gdzie bierność jest wymagana-ale stanowczo lepiej, kiedy ja również uczestniczę i mam szansę rozwijać się. Pan również daje mi wolną rękę-lubi być zaskakiwany (w granicach rozsądku!), lubi przekształcać pod siebie moje pomysły.

J
J jak jajeczko.
Zdecydowanie moja ulubiona zabawka!  Małe, niepozorne maleństwo, ale muszę przyznać, że zrzuciło z pierwszego miejsca na podium smerfa (na drugie, ale jednak zrzuciło).
Pewnie sukcesywnie będzie się to zmieniać, jednak mam wrażenie, że przez możliwości, jakie jajeczko daje-długo będzie to mój the best of the best. 

K
K jak kamasutra.
Był czas, w którym, nie chwaląc się, przerobiliśmy niemal wszystkie pozycje-ot tak, dla samej satysfakcji i z ciekawości.
Teraz wykorzystujemy tylko te, które są dla nas najwygodniejsze oraz dają najwięcej doznań.

L
L jak libido.
U mnie mocno zależne od cyklu, choć im częściej wskakuję w subspace, tym częściej jest ono po prostu duże. Czuję, że moje potrzeby seksualne są dużo większe jak jeszcze rok-dwa lata temu.
U mojego Pana od zawsze znowu było duże-a teraz jest jeszcze większe. Jedyne, gdzie jest wada-nie zawsze mamy możliwość rozładowania się, nierzadko trzeba czekać na określoną porę, chyba że szybki seks na chwilowe ukojenie.

M
M jak masochizm.
Pokusiłabym się o opinię, że każda z uległych jest w większym lub mniejszym stopniu masochistką.
Trzeba jednak mieć na uwadze, że ta skala jest mocno rozciągnięta, nie dotyczy również tylko bólu, ale i upokorzenia-w mniejszym lub większym stopniu.

N
N jak nagość.
Jedna z najczęściej spotykanych granic do przełamania. Ja dawno się tego pozbyłam, nie mam problemu wyskakiwać z ciuszków przy byle okazji (przy Panu oczywiście)-dla mnie jest to naturalne i nie mam zamiaru traktować tego jak tabu. Trzeba mieć jednak na uwadze-że dochodziłam do tego stanu powoli, z Jego pomocą (u mnie w domu był to tzw temat zakazany).

O
O jak orgazm.
Moje ulubione hasło ;)
Uwielbiam go mieć, uwielbiam go dawać mojemu Panu.
Idea tego, do czego dążymy-do udoskonalenia jego form, sposobów dojścia do niego, kontroli nad nim. Obopólnie.

P
P jak podduszanie.
Asfiksjofilia, taki kolejny, śliczny termin. I kolejny mój fetysz.
Jednak to jest czynność, której mój Pan się uczy na mnie, zdajemy sobie oczywiście sprawę z wszelkich powikłań-stąd aż nadmierna ostrożność.
Powiem tak-u mnie zwiększa doznania podczas dochodzenia-lub samego orgazmu. Póki co, Pan używa tylko rąk, lub obroży, ale z czasem pewnie uzgodnimy inne przedmioty pomagające w podduszaniu.

R
R jak ryzyko.
Przy sesjach, mimo że staramy się wszystko uzgodnić, w miarę wstępnie mój Pan planuje-to zawsze jest ryzyko, że coś pójdzie nie tak (np wykraczona klamerka, która wbiła się w ciało i zadała więcej bólu jak powinna). Mamy świadomość, że może być gorzej, każdorazowo ze wszystkim uważamy. Jednak ryzyko jest zawsze-i jest to niestety  nieodłączny element.

S
S jak seks.
U nas absolutna podstawa.
Spotkałam się dawno temu z opinią, że udany seks to udany związek-i w pełni się z tym zgadzam.
Jeśli w łóżku nie gra, frustracja przenosi się powoli na życie codzienne, a to z kolei powoduje coraz więcej sytuacji stresowych, w rezultacie zwykle dochodzi do rozejścia się.
Oczywiście są pary, które świadomie i z wyboru seks spychają na drugi (trzeci lub dalszy plan),ale ja takich nie znam.
Widzę natomiast, co się dzieje, kiedy seks nie wychodzi-bądź też brakuje go z wielu przyczyn.

T
T jak  temat.
tych nam nie brakuje, wciąż pojawia się coś nowego, czego próbujemy, o czym rozmawiamy, co udoskonalamy.
Temat zależny jest od nastroju, pory dnia i ogólnych przeżyć w ciągu dnia.

U
jak uległa.
To jest brakujący element do mojej osobowości. Coś, co towarzyszyło mi od początku, od niedawna ma swoją nazwę i po prostu oswoiłam się z tym, co odczuwam.
Bo potrzeba oddania się Panu jest u mnie tak naturalna, że aż przerażająca. Zwyczajnie cieszy mnie, że mogę dla Niego być, mam możliwość zaspokojenia Go, wystarczam Mu.
Dla kogoś pewnie będzie dziwne, ale ja po prostu muszę poczuć Jego górowanie nade mną (od sprowadzenia na ziemię za kark/włosy), po ostre posuwanie. Chcę padać przed Nim na kolana zawsze kiedy mam możliwość-bo mam taką potrzebę.

W
W jak wiem o tobie wszystko.
Zdarza się coraz częściej, że to Pan odczytuje prawidłowo moje własne emocje, których ja nie potrafię prawidłowo samodzielnie określić.
Bywają momenty, w których jestem też po prostu dumna, złośliwa (wtedy szybko mnie sprowadza do parteru), zwykle przed miesiączką jest taka huśtawka.
Cieszę się, że mój Pan wtedy umie sobie ze mną poradzić i nade mną zapanować.

Z
Z jak zabawki erotyczne.
Powoli kolekcjonujemy te, które nas interesują, stale jednak poszerzamy asortyment (na tapecie m.in. elektrostymulator, hak analny, szklany dildos i kilka innych), wiadome, że możemy w coś nie trafić-zwykle tak jest z czymś, czego używamy pierwszy raz i 'wybitnie nie nasza bajka'.
Na pewno będą również przedmioty wykonane ręcznie (Pan zrobił rozpórkę, mnie się marzy ciut porządniejszy flogger do wykonania). Wszystko w swoim czasie.

sesja, na której dostałam imię

Parę dni wcześniej widziałam, że Pan myśli usilnie nad czymś. Zapytałam Go, nad czym tak strasznie rozważa, na co popatrzył na mnie, jakby zadała pytanie co najmniej nie na miejscu.
I wytłumaczył, że już mu się znudziło nazywanie mnie 'zabawką' podczas sesji, przydałoby się mnie jakoś nazwać, oczywista oczywistość, że osobiste zabawki powinny mieć swoje imię.

Przyznam szczerze, że pierwsza propozycja imienia bardzo mi się spodobała-ale nie spodobała się jednak Panu (za długie), więc szukał odpowiedniego dalej-krótkiego, pasującego-takiego, które będzie kluczem dla mnie w szybkim przechodzeniu w subspace.

W międzyczasie przyszła sobota-jedno z tych leniwych popołudni, gdzie nie bardzo wiadomo, co ze sobą zrobić, więc postanowiliśmy się wybrać na wycieczkę do Castoramy (od jakiegoś czasu był ten zamysł, z racji kupna półproduktów do rozpórki ;) ).
W koszyku wylądowało parę innych ciekawych rzeczy, ale najważniejsze zakupione.
------------------------------------------------------------

Sesja zaczęła się od tego, że Pan założył mi kajdanki na ręce i na nogi, opaskę na oczy, słuchawki na uszy.
Dopiął moje ręce i  nogi do rozpórki (rureczka metr szerokości, a haczyki na obu jej końcach, Pan drugą rozpórkę zrobi inaczej-nogi na boki, ręce na środku), włączył głośno muzykę i... poszedł wziąć prysznic.
Czułam powoli, jak w takiej pozycji zaczyna mnie lekko uwierać, ale cierpliwie czekałam. Sądzę, że ok 15 minut-licząc po utworach.

Pan wrócił i rozpoczął zabawę.

Nic nie widziałam, nic nie słyszałam-więc każde uderzenie, każde zajęcie się moją cipką-wywoływało dreszcze i podniecenie aż do granic. Każde wejście wywoływało euforię.
Czułam, jak Pan zakleja moje piersi taśmą, zostawiając wolne jedynie sutki. Jak wkłada do cipki jajeczko i zakleja je, a sam zajmuje się łechtaczką. Jak przesuwa mnie po łóżku trzymając jedynie za rurkę.

Dodatkowo przez głośną muzykę nic nie słyszałam-Jego kroków, szelestów, świstów, nawet tego jak jęczałam (a pewnie robiłam to głośniej jak zwykle).
Niestety w pewnym momencie musiałam poprosić o wypięcie z rozpórki-nogi wciąż w górze zaczęły mi drętwieć do tego stopnia, że powoli ich nie czułam. Na szczęście było to już pod koniec planowanej przez Pana zabawy, także nie robiliśmy przerwy.

Ostatecznie sesja trwała coś ok 1.5 h, gdzie przez ten czas cały czas byłam na granicy dojścia, Pan niedługo przed zakończeniem (po rozpięciu z rozpórki) zawiązał taśmą moje stopy i użył ich do zrobienia sobie dobrze i wytrysnął obficie na moje ciało.

Po tym wszystkim Pan zdjął taśmy i na powrót zajął się moją cipką-nie pozostało mi nic innego jak widowiskowo dojść, a po tym orgazmie-Pan wypowiedział moje nowe imię, które przyjęłam z radością.




czwartek, 15 lutego 2018

jajko na stole

To jest tresura warta wspomnienia tutaj!

Wszystko zaczęło się od myśli Pana, ze pora nauczyć mnie samodzielnie dochodzić inną drogą jak 'smerfem' (mój pierwszy wibrator, który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, wprawdzie najprostszy-ale idealny do masowania łechtaczki i dochodzenia w ten sposób nierzadko i po dziesięć razy lub więcej).

Bariera dla mnie nie do przeskoczenia, parę razy nosząc jajeczko, miałam pełną swobodę w dojściu-a jednak orgazm nie przychodził. Miałam gdzieś w głowie, że inaczej się nie da, w końcu od lat jeden wibrator niezawodny, a 'króliś' (fioletowy, rotacyjny) może się tylko schować ze wstydu pod łóżko.

I w końcu nadszedł ten dzień, że Pan wydał polecenie: "jak będziesz składać pranie, masz to robić z jajeczkiem w cipce".
No ok, prania od cholery, godzinę co najmniej mi zejdzie. Przez wibracje zeszło mi do dwóch, bo nie mogłam się skupić....
Kontrolnie oczywiście Pan zadzwonił czy pracuję jak należy-również czy jajko działa jak należy.
Po skończonej robocie-wyjąć, założyć na łechtaczce na godzinę przed Jego powrotem.

Jak tylko przekroczył próg mieszkania-to wiedziałam, że czeka mnie szybkie i ostre rżniątko (uwielbiam!).
Już był twardy, a jeszcze nie ściągnął kurtki ;)
Ale spokojnie, obiadek, rozmowa jak zawsze po pracy.
Nie byłam w stanie się skupić na jedzeniu ;)
"Usiądź płasko na taborecie (twarde stołki mamy), dociśnij jajeczko. Siedź tak, wytrzymaj."
W pewnym momencie odsunęłam talerz, więcej nie wcisnę i patrzę jak Pan przygląda mi się bardzo intensywnie.
"To teraz jazda na róg stołu-masz na nim usiąść cipką tak, żebym czuł wibracje na stole".
Cholerny wstyd!
Dotarliśmy do mojej granicy, bo oto tak nagle, na stole gdzie leżą jeszcze pozostałości po obiedzie, mam sobie dojść na Jego oczach, w dodatku inaczej jak smerfem.
Nołfakinłej, nie dam rady.
"wydałem polecenie...."
Tak Panie, wiem, ale do kurwy nędzy nie będę dochodzić na stole, nie da się.
"mam zacząć odliczać? już!"

Co było robić...
Przysiadłam na tym roku, docisnęłam się... Hmm, to nie jest takie złe.
Ale widzę, jak Pan intensywnie się we mnie wpatruje, to rozprasza...
Skoro tak sobie pogrywamy, to udowodnię Ci, że potrafię.
Przymknęłam oczy, zaczęłam się ruszać. Powoli-głupie to w końcu.
Bo wyobrazić sobie, jak to wyglądało z boku, przekracza granice pojmowania.

Ale pada polecenie "szybciej". Więc zaczynam ruszać się szybciej, zgodnie z Jego wolą.
"a teraz wyobraź sobie że rżnę Cię na tym stole-ruszaj się tak, jakbym to robił".

Moja wyobraźnia jest niczym ocean-przymknęłam lekko oczy i wyobraziłam to sobie-do tego stopnia, że poczułam tylko TEN impuls, a potem skurcz, ciało przeszył dreszcz, z oczu pociekły łzy, zaczęłam się trząść.
Widziałam jak mój Pan jest podekscytowany do granic możliwości, wstał i zaprowadził mnie do łazienki-obrócić się do tyłu, ręce za siebie, oprzeć się o szafkę, nogi szeroko.

Obniżył majtki, zdjął jajeczko z łechtaczki i włożył je do cipki-a następnie sam wszedł.
Czułam się tak, jak powinnam się czuć-seksualna zabawka, którą Pan właśnie się samo-zaspokaja.
Miałam rację-rżniątko było szybkie, konkretne, mocne, skończył we mnie  i podwinął majtki na miejsce.
Co? Panie mój, tak mnie zostawiasz?

Ale On bez słowa pociągnął mnie z powrotem do kuchni, usiadł na stołku i kazał zrobić sobie drugi raz.
Ze świadomością, że sperma jest we mnie, jajeczko również-i Jego wzrok pod tytułem "dlaczego każesz mi czekać"?

Drugi raz poszedł szybciej, tym razem udało mi się patrzeć Mu w oczy. Ale moment uderzenia przeszedł tak samo jak pierwszy.
Nie sądziłam, że będę w stanie w ogóle dojść. A jednak, kolejna granica pierdolnęła o ziemię.

Po skończonym, jedyną czynnością Pana było wyjęcie jajeczka nad wanną.
Moją-przyklęknięcie po doprowadzeniu się do porządku przy Jego stopach.

Udany eksperyment, z pewnością wielokrotnie mój Pan będzie tego wymagał.

moja fantazja (do zrealizowania) #1

Pan, na godzinę przed powrotem z pracy, każe założyć mi jajeczko w cipkę.

To polecenie sprawia, że z niecierpliwością wyczekuję Jego powrotu.
Niedługo przed Jego przyjściem dostaję sms-"czekaj przy drzwiach nago, na kolanach i pokornie, suko".

Ponieważ nie było słowa o wyjęciu jajka-podklejam go taśmą, regulator przyklejam do biodra.
Przychodzi..
Patrzy na mnie z góry, bez słowa, patrzy na moje biodra i powoli się rozbiera. Buty, kurtka.
Jest taka cisza, że mam wrażenie, że wibracje słychać na końcu miasta, a przynajmniej słychać je w całej mojej głowie, jak buczą.
Niespiesznie odkłada torbę w pokoju, słyszę, jak otwiera 'walizkę', chwilę coś wyciąga, coś mlaska.

Przychodzi z obrożą i ze smyczą.
Każe podnieść głowę, a następnie zapina ją na mojej szyi.
Obchodzi mnie od tyłu i klaps. Pierwszy, drugi, trzeci, dziesiąty. Czuję, że ma nasmarowane ręce czymś tłustym-może kremem, uderzenia pieką i rozgrzewają. Uderza naprzemiennie, nie spieszy się, kiedy kończy-nie muszę nawet widzieć tyłka, jest przyjemnie zaczerwieniony.

Chwyta za smycz i gwałtownie ciągnie w dół-tak, że uderzam twarzą o ziemię. Czuję Jego stopę na swojej głowie, i słyszę Jego szept: "ponieważ suka jest posłuszna, to teraz Pan w nagrodę pobawi się z nią".
Ja jestem już cała mokra i cieszę się na tą możliwość.
Pan prowadzi mnie na czworaka do pokoju, do kanapy, siada, ja posłusznie klękam przy Jego nogach i czekam.
Widzę, jak wyciąga miękką, czerwoną piłeczkę-a następnie bierze zamach i rzuca ją przed siebie, następnie odpina smyczkę i mówi 'aport', patrząc mi w oczy tym swoim władczym wzrokiem.
'na czworaka'-dodaje.

Wstydzę się, ale robi, co każe. Jak się odwracam, słyszę świst i flogger ląduje miękko na plecach.
'szybciej!'

Nie lubię, kiedy Pan się unosi, więc szybciutko idę po piłeczkę, biorę ją w zęby i przynoszę z powrotem.
Pan ją odbiera, smyrka mnie pod brodą i znowu rzuca. I znowu, i znowu, i znowu.

Po kilku takich aportach bolą mnie kolana i nadgarstki. Jestem trochę czerwona od wysiłku, w końcu jajeczko cały czas wibruje i robi mi dobrze już długo, zaczynam się frustrować, bo jestem gdzieś u drzwi orgazmu, a nie mogę dojść.
Pan chyba to widzi, bo każe do siebie podejść, a następnie dotyka mojej cipki. Wyciąga dłoń i podtyka mi ją pod nos.
'zliż to'-mówi i czeka, aż wykonam polecenie.
Ręka jest cała mokra, ocieka, wiem, że to moje podniecenie, ale posłusznie czyszczę Jego dłoń.
Pan drugą ręką wyciąga swojego penisa-patrzy na mnie, ale ja wiem, co powinnam zrobić.

Biorę go w usta i robię mu dobrze, najlepiej jak potrafię (a wiem, że potrafię zajebiście).
Pan jest twardy jak nie wiem, zaciągam go bardzo głęboko w gardło, jajeczko wibruje tak, że zaraz oszaleję jak nie dojdę, ale nie otrzymałam pozwolenia na nic więcej.

Nagle, gwałtownie odpycha mnie, przytrzymuje za włosy i pada moja ulubiona komenda 'język'.
Posłusznie wystawiam-i porcja spermy ląduje na nim, na policzkach, na włosach, zaczyna spływać na piersi.

Patrzę błagająco na Pana-mój wzrok mówi tylko jedno-chcę dojść. Wiem, że Pan to widzi i wie, ale jednak nic nie mówi, obraca mnie jedynie w stronę lustra.
Widzę siebie.
Taką czerwoną, brudną, z potarganymi włosami, na kolanach, z błagalnym wzrokiem.
I z nabrzmiałą cipką, z której teraz to się leje.

Widzę w lustrze, jak Pan podchodzi od tyłu, kuca-czuję jak wibracje ustają, a następnie jednym szarpnięciem, zrywając taśmy, mokre jajeczko ląduje na dłoni mego Pana-pieczenie i rozkosz w jednym, ale  nie dochodzę.
Pan wyciera mnie chusteczką, a następnie rozsiada się ponownie na kanapie, każe mi podejść-i siąść okrakiem na Jego nodze.
Siadam, pada kolejne polecenie 'dojdź'.

Była już taka tresura, potrafię to zrobić.

Więc zaczynam się poruszać, przymykam oczy i wyobrażam sobie, że Pan rżnie mnie ostro-tak jak lubię. Dociskam łechtaczkę do Jego kolana, robię się coraz bardziej mokra, słyszę, jak zaczynam dyszeć coraz bardziej i czuję, jak Pan napina mięśnie.

I nagle-eksplozja.

Tak długie przygotowanie do orgazmu potęguje go do granic niemożliwości.
Drygam jeszcze dobrą chwilę na Jego nodze, po czym pokornie wracam na klęczki i patrzę Mu w oczy z wdzięcznością i miłością.
Teraz widzę, że jest spełniony i zadowolony, i słyszę, jak mruczy moje imię (które mi nadał), że dobrze się spisałam. Że jest zadowolony.

I że mogę iść się ogarnąć.

środa, 14 lutego 2018

wspomnienia....

Podobno pierwszych razów się nie zapomina.

A ja zapomniałam.

Nie potrafię powiedzieć, kiedy po raz pierwszy przekroczyliśmy barierę waniliowego seksu.
Za to doskonale pamiętam pierwszą sesję prowizorkę, dokładnie na 10 wspólnych lat (2015). Ta sesja była pierwsza... po czym nastąpiła niemal roczna przerwa, chyba że powinnam policzyć używanie zabawek do seksu, bez zachowania zasad Pan-uległa. Warto jednak wspomnieć, że od czegoś trzeba było po prostu zacząć.

Jak dzieci we mgle, czerpaliśmy taką radość z pierwszego podstawowego zestawu: kajdanki, obroża, smycz, lina. Mini flogger, kulki gejszy, wibrujące jajeczka.
On uczący się zakładać, ja-przyjmować to. Potem mnie podziwiał, jak eksponat.
Pomimo, że wszystko było nieporadne i bez zachowania jakichkolwiek punktów odniesienia-to nam było dobrze, a seks wspaniały jak nigdy dotąd.
Wspominam to jednak, bo od tamtego momentu "kolekcja" zaczynała się powiększać, a my zmieniać.

Nagle okazało się, że jeden wibrator jest nudny. Niewystarczający. Że zwykły seks jakoś tak zwykły, nieekscytujący.

Bo oto staliśmy pod drzwiami, za którymi był nowy, nieznany, ale pełen przyjemności świat.
Gdzie zacisk na sutkach początkowo stwarzał bolesny dyskomfort, po stymulacji jednak uwypuklał doznania. Powoli przesuwaliśmy granice tego, jak daleko możemy się posunąć by osiągnąć rozkosz. Obopólną przyjemność. Gdzie powoli wstydliwe stawało się normą.

Nie pamiętam, kiedy nazwałam Go Panem, najbliżej skłaniam się do momentu, kiedy przeszliśmy przez kryzys-i to przyszło naturalnie**. Nie musieliśmy nic uzgadniać-z chwilą kolejnych sesji już było wiadome, że będę mu podlegać. Nazwaliśmy to prawidłowo trochę później.

Nie mogę z kolei z całą pewnością powiedzieć, kiedy tak naprawdę nade mną zapanował.

Przełom i złamanie chyba nastąpiło w chwili kryzysu (zakładam, że przy długoletnich stażach, czasem przychodzi taki moment, w którym człowiek zaczyna się zastanawiać, czy nie pierdolnąć tego i nie jechać na poziomki).
U mnie objawiło się to potrzebą zdrady.
Ale-zamiast działać (czyli po prostu uwieść i wykorzystać 'ofiarę') ja usiadłam z mężem i po prostu porozmawialiśmy o tym.

**jeśli mam się skłaniać do momentu, w którym się zaczęło, to niedługo po tej rozmowie.

Choć, możliwe, że od samego początku związku tak było-słuchałam go jak Opiekuna, guru wszelkich spraw, bo Jego decyzje w większości były słuszne. Ja była głupiutka, sprawy nie ułatwiało otoczenie, w jakim się znajdowałam.
Oczywiście, że się buntowałam, bo oto ktoś przyszedł i mówi mi, co mam robić.
Wiadomo zresztą, jak wyglądają początki każdego związku-trzeba się dotrzeć, niekiedy zetrzeć, jeśli chce się dopasować.
A u nas bywało brutalnie psychicznie.

To, gdzie teraz stoimy-jest w głównej mierze Jego zasługą. Bo nie spisał mnie na straty, nauczył rozmawiać ze sobą, pokazał, że można kochać i być kochanym. Poświęcił mi tyle uwagi, że nie potrafię nawet opisać wdzięczności, jaką odczuwam do tej pory.
Cieszę się, tak po prostu, że trafiłam na Niego.







14 luty

Dzisiaj Walentynki (lub walędrinki, w zależności od preferencji).

Jak co roku je obchodzimy szerokim łukiem, w tym jednak roku, mój Pan postawił na DIY.
Być może dlatego, że parę godzin wcześniej kupiłam drewniane spinacze (takie malutkie, ozdobne, ale szczypią jak ta lala dla kogoś takiego jak ja-w sam raz umiarkowany ból i w sam raz na początek wszelakich prac z tego typu rzeczami).
Jako, że to pierwszy raz-zrobiliśmy sesję treningową.
Więc...

Zaczęło się od przypięcia do rozpórki i użycia floggera (mamy mały, dla początkujących-nie da się nim zbyt mocno), do momentu w którym nie poprosiłam Pana o klapsy.

Jak już byłam gotowa, odwrócił mnie na plecki i rozpoczął zabawę.
Plan był prosty-mam dostać od Niego kwiaty.

Na początek zaczął je zapinać na cipce, na wargach wewnętrznych (bonusowo, bo docelowo miały być piersi)-ból na ten moment dla mnie nie do przyjęcia-wytrzymałam całą jedną (a ja fantazjowałam o kolczyku w łechtaczce....)

Jako że trening, poprosiłam Pana o zmianę na wargi zewnętrzne-na wszystko przyjdzie pora, wrócimy do tematu.
Również cholerny ból, ale pomieszany z obłędną przyjemnością-do momentu, w którym po zapięciu 20 Pan wszedł, a to spowodowało przesuwanie się tych małych choler. I było by ok, dopóki jedna nie postanowiła się wykraczyć i wbić w ciało.
Nie cierpię przerywać aktywności, ale tym razem musiałam.
Poodpinał, dał odpocząć, chwilę doszłam do siebie.
Zmienił miejsce na docelowe :)

Więc, dostałam dwie stokrotki.
Wyjątkowe, bo zrobione przez Niego. Żeby nie przesadzać-z tych 20 klamerek.
Klamerki wokół brodawek. 12 na jednej, 8 na drugiej.
Wprawdzie stokrotki mają więcej płatków, ale Pan użyje reszty spinaczyków następnym razem.

Stymulacja brodawek przy 'językowaniu' (żargonowo ogólnie-minetce) przez Pana wyniosła to na nowe wyżyny przyjemności-doszłam szybko, głośno i mokro.
Z powodu ograniczonych ruchów (przypięta byłam do rozpórki, dość szerokiej), jak się spięłam, to już po skończonej sesji dość długo trzęsły mi się nogi.
Pan był cholernie zadowolony z efektów-ja również.
Na zakończenie całej sesji mogłam doprowadzić się do orgazmów 3 razy-o ile dwa poszły szybko (i mocno), o tyle trzeci raz dojść nie mogłam tak szybko ;)


Dzisiaj Walentynki, a ja czuję przyjemne pieczenie na brodawkach i tyłku-w sam raz, by cały dzień myśleć o Nim.

ps. nie wiedzieć czemu google dzień dzisiejszy podpisało jako dzień wczorajszy?



wtorek, 13 lutego 2018

moja tresura #1



Pierwsze z rzeczy, których musiałam się nauczyć, to podstawy podstaw.

1. odpowiednio się do Niego zwracać.
mój Panie.
Dodawać to słowo do jakiejkolwiek czynności którą kieruję w Jego stronę, zapytanie, opinia, sugestia, odpowiedź.
Tresura była prosta, za każde niedodanie tytułu chwytał mnie za włosy (lub lądowałam na ziemi pod Jego stopą) i kazał powtarzać zdanie, z dodawaniem >PANIE<.
Za każdym razem.
Szybko mi to weszło w nawyk-do tego stopnia, że mówię jak powinnam zawsze, kiedy tylko jest do tego okazja.

2. padanie na kolana.
To początkowo była moja inwencja-ponieważ mam potrzebę, żeby nade mną górował, zaczęłam przed Nim klękać kiedy miałam ochotę.
Mimo, że wyszło to ode mnie, to czułam wstyd, z czasem to stało się jak najbardziej prawidłowym odzwierciedleniem tego, co czuję.
Oczywiście teraz jest wymagane, niesubordynacja jest karana (klapsy lub za włosy i do odpowiedniej pozycji), ale rzadko się zdarza, żebym "zapomniała".

3. mówienie o swoich potrzebach, fetyszach i fantazjach. ZAWSZE!
Bez wstydu, ten jest zabroniony. Jeśli się wstydzę-kolejna tresura (ale o niej następnym razem).
O ile o potrzebach i fantazjach poszło szybko, bo rozmawiamy od zawsze, sporo-i każdy problem rozwiązujemy w miarę od razu jeśli się pojawi (nie pozwalamy się mu nawarstwić).... O tyle z fetyszami miałam problem, bo gdzieś z tyłu głowy brzęczało "nie wypada".
Nie wypada prosić Pana, by ten zechciał zrobić dobrze swojej służce swoją stopą.
Nie wypada wielu innych rzeczy, ale dlaczego niby mam się wstydzić przed Panem...

Brzęczenie mój Pan skutecznie wyłączył. Jak? Realizując je po kolei.

Prawda jest taka, że cały czas mój Pan tresuje mnie na różne sposoby, łamiąc moje kolejne fizyczne i psychiczne bariery, wyzwala mnie, ustawia pod siebie-zachowując jednak to,kim jestem.

Ale te trzy rzeczy są najważniejsze, podstawowe-bez nich dalsze uczestniczenie w sesjach (i nie tylko) stałoby się niemożliwe.



pierwszy post

Witam,

pierwsza notatka zwykle bywa najbardziej problematyczna-wypadałoby powiedzieć coś o sobie, jakieś zainteresowania, profil ogólny...

No więc, mam prawie 30 lat, dwójkę dzieci i jestem żoną swojego Pana.

Jesteśmy ze sobą już kilkanaście lat, jednak od nieco ponad roku zamieniliśmy trochę role, można je opisać krótko: D/s.

Temat bdsm oczywiście znaliśmy wcześniej-ale nie nazywaliśmy rzeczy po imieniu, ot-coraz ostrzej w sypialni. Poza tym, czy możliwe by było być w takiej relacji będąc w takim związku? Czy można nagle, z dnia na dzień, zupełnie  inaczej nazwać swoją codzienność? Czy ot tak, mąż może zapiąć na mnie kajdanki, obrożę i jak gdyby nigdy nic, wrócić do swoich spraw codziennych?

Oczywiście dalej On jest moim mężem, ojcem moich dzieci, moim partnerem i przyjacielem. Jednak na pierwszym miejscu jest Panem.
Ja jestem zwykłą uległą.
Zabawką w Jego rękach.
Narzędziem do sprawiania mu przyjemności.

Wszystkiego powoli uczymy się samodzielnie. Do wszystkiego podchodzimy z dystansem. Staramy się nie oceniać z góry-to na tak, to na nie. Dopiero test na własnej (zwykle mojej) skórze pozwala nam podjąć decyzję, czy chcemy dany element wpleść do naszej relacji, jak jeszcze możemy go urozmaicić, jak możemy go wykonywać pod siebie tak, aby nam sprawiało jak najwięcej doznań.
Mój Pan nie jest z gatunku tych, że bez chłosty ani rusz. Ja nie jestem z tych, które potrzebują bólu, by czuć. Owszem-ból jest często naszym gościem, ale nie na tym opieramy doznania.

Nie jestem niewolnicą-pomimo, że jestem zabawką (i moja rola podczas sesji głównie na tym się opiera), mam prawo głosu oraz decyzji. Zwykle już po, siadamy i rozmawiamy-co było ok, co nie, co zmienić, co może następnym razem ulepszyć.
To jest nasza relacja, na naszych zasadach-pod siebie czyli po naszemu.

Bezsprzecznie jednak jestem posłuszna Panu, nieposłuszeństwo (i wszelkie rzeczy, które Panu się nie podobają) są karane.

Ufam mu bezgranicznie-wiem, że nie skrzywdzi mnie w żaden sposób, którego nie akceptuję. Doskonale wie, gdzie leżą moje granice. Ja-czego mój Pan oczekuje.

Oboje się szanujemy-ale wciąż negocjujemy i szukamy kompromisu, powoli poszerzając swój świat.