poniedziałek, 31 grudnia 2018

podsumowanie 2018

To był pasjonujący rok. 

Dzięki internetowi, poznałam mnóstwo ciekawych ludzi.
Bardziej się na nich otworzyłam.
Poznałam Kogoś, kogo pierwszy raz mogę określić mianem Przyjaciela.
Bardzo dużo udało mi się zaobserwować, przeanalizować, również nieco się zawiodłam. 
Bo nie z każdym było mi niestety po drodze. 

Doświadczyłam wielu nowych rzeczy.
Zdobyłam tak cenną i upragnioną wiedzę.
Poszerzyliśmy wspólnie z Mistrzem swoje horyzonty.
Upewniliśmy się w niektórych pierwotnych postanowieniach.
Wiemy, w którą stronę chcemy iść.

Pokonałam wiele swoich barier. 
Wiem, do czego najbardziej chciałabym dążyć, czego jeszcze spróbować.
I na co uważać, bo nie jest dla mnie mimo chęci.

Mam parę postanowień na kolejny rok, których mam zamiar się trzymać.
Parę kontaktów, które chciałabym zachować.
Parę rzeczy, których chciałabym się nauczyć.


Wam... 
Chcę Wam życzyć pomyślności w Nowym Roku. 
Spełnienia w każdym aspekcie życia.
Z racji tematyki, głównie klimatycznie :)
Realizacji własnych i wspólnych planów, celów.
Konsekwencji w podejmowanych decyzjach.
Radości z tego, co robicie. 
Nigdy smutku.
I......
Byście nigdy nie musieli udawać kogoś, kim nie jesteście.

sobota, 29 grudnia 2018

nagrody.

Jako, że zawsze pojawia się tylko temat kar, Ananka zabiła mi ćwieka, przytaczając podczas rozmowy pytanie o nagrody. Podczas gdy ona się zastanawiała nad swoimi, ja wzięłam siebie na tapetę. To taka płynna i tak bardzo indywidualna sprawa... Za długo się zamyśliłam nad tym, że to proste pytanie jest trudne.
No więc...
Najbardziej potrzebuję obecności i dotyku. Potem uwagi, rozmowy. Kiedy tego nie dostaję - odbieram to jako karę. Nie mówię oczywiście o codzienności - On musi pracować, ja mam swoje obowiązki. Nie jesteśmy fizycznie być w stanie ze sobą 24 / h, poza tym byłoby to niewłaściwe. Co ja uznaję za nagrodę, kiedy finalnie mam wszystko to, czego najbardziej potrzebuję? 
Każdy nowy dzień jest dla mnie nagrodą samą w sobie. Jestem, żyję z Nim, jestem szczęśliwa. Nie muszę czekać wielu dni na to, by Go dotknąć, poczuć. Nie muszę czekać, aż będzie miał możliwość kontaktu - a jeśli już, zwykle nie przekracza to paru godzin.

Ale jeśli chodziłoby o takie typowe nagradzanie w relacji... to myślę, że największą dla mnie nagrodą jest Jego zaskoczenie. Zwłaszcza wtedy, kiedy zrobię coś niespodziewanego lub pobiję swój "rekord", kiedy się tego najmniej spodziewa.
Cała reszta "celów" jest ruchoma - i mocno zależna od nastroju i okoliczności, dalej jednak są to zwykłe rzeczy. Wspólne wyjście na konkretne danie na mieście. Wypad w określone miejsce. Pozwolenie na daną czynność. Generalnie rzecz ujmując, wszystko to, czego pragnę w danym momencie (w miarę możliwości) do zrealizowania, co zahacza czasami o mój własny egoizm.

piątek, 28 grudnia 2018

#11 zrealizowana!

Moje wyobrażenie na temat stolika zostały zrealizowane. 
Oczywiście nie kropka w kropkę z tamtą notatką. Ba! Mistrz zrobił wszystko po swojemu i aż do wieczora (kiedy nie zobaczyłam naszykowanego blatu) nie wiedziałam, co mnie czeka. 

Zaczął od wiązania na nogach i na rękach (więzy na rękach szybko musiało zostać usunięte - mam zwyczajnie słabe nadgarstki), potem pozycja na czworaka. Przed lustrem. Blat. I kulki, te podwójne.
Bezruch.
Może nie do końca całkowity, blat był prosto, a ja walczyłam ze swoimi nadgarstkami. Pod kolanami miałam cienką poduszkę, co umożliwiło małe kręcenie się na polecenie. A Mistrz... Z racji opaski na oczach nie widziałam co robi, ale doskonale słyszałam. (opaskę na oczy zdjął mi gdzieś w połowie tego seansu) Odpalił pornosa, wziął sobie szklaneczkę whisky, żel. Wszystko musiało stać na stole. Na mnie. Zaczął robić sobie dobrze; a doskonale wie, kiedy nie lubię jak robi sobie sam, to w końcu moje zadanie i przyjemność... Więc, oprócz podniecania się przemieszanego z zawodem i lekkim wkurwem,  niewiele mogłam.
W pewnym momencie wyłączyłam się całkowicie. Nie mówić, kontrolować oddech. Nie martwić się tą coraz bardziej wpijającą się linką, nieznośne uczucie. Wytrzymałam 40 minut - nieszczęsna linka nieco pokrzyżowała plany i musiałam to zgłosić (Mistrz uczy się wiązać i jestem pewna, że następnym razem nie będzie takiego przypadku). Poza tym, na raz następny musi wziąć pod uwagę nadgarstki, żeby od razu miały luz. 
Ogólne wrażenia - świetne! Uprzedmiotowienie fizyczne. Psychiczne kumulowało się przez cały czas bezruchu, kiedy Mistrz komentował aktorkę w sposób niewybredny, grając na moich ambicjach. Wybuchło, kiedy wziął mój tyłek z premedytacją dwa razy (tematem przewodnim pornosa był seks analny), a kulki sobie wesoło grzechotały w trakcie. Wyjęłam je tuż po pierwszym, tym samym wzmacniając odczuwanie tego, co właśnie dostałam. Niesamowite uczucie. 
Ale podsumowując: seans, choć niesamowity - nieco męczący. Nie sądziłam, że w trzymaniu pozycji w ten sposób by blat był prosto trzeba angażować tyle mięśni, głównie pleców. Czyli bezruch też bywa wymagający... :)

środa, 26 grudnia 2018

choinka

Mistrz zaplanował na wczesny wieczór seans w temacie świątecznym - bombki na klamerkach, światełka choinkowe, linki dla formy, i takie tam. Typowa świąteczna atmosfera, oscylująca wokół Jego przyjemności z patrzenia i robienia.
Dostałam polecenie ubrania pończoszek, oraz poczekania w pokoju, aż On wszystko naszykuje.
Więc, zaczął od przygotowania linek przy drzwiach do podwieszenia, przygotowania osprzętu i zaproszenia mnie do tego wszystkiego. (mamy pomiędzy drzwiami taki ścienny przecinek z kawałka ściany, idealny do takich rzeczy) Podwiązał mi ręce do góry a nogi na lekki rozstaw. Oczywiście opaska na oczy. Zero szans na ucieczkę, a tu dostałam bombki na klamerkach. Jedna okazała się szklana; jak spadła - prysła w drobny mak.
Niezbyt dałam radę uciekać przed głaskaczem, czy smoczym, co najwyżej kołysać się i wykręcać. Natomiast Mistrz nie byłby sobą, gdyby nie utrudnił - dostałam podwójne kulki, żeby sobie grzechotały przy ruchach. W międzyczasie trzeba było trochę przewiązać rękę bo zaczęła cierpnąć. Było przyjemnie, mimo niewygody i mimo małych problemów. Ograniczone ruchy sprzyjały  natomiast wymuszaniu przez Mistrza określonych czynności. Na sam koniec części pierwszej zostałam owinięta lampkami i na palec dostałam gwiazdkę. Choinka, jak żywa ;)





Druga część była zdecydowanie bardziej konkretna. Założył kolczatkę (kolcami od ciała), smyczkę, odwiązał mnie i zaprowadził do łóżka. W pozycji na czworaka opierając się o zagłówek, miał pełen dostęp. Kontynuował smaganie, dopóki nie weszłam na jedną z granic bólu i nie zaczęłam chlipać - przerwał, bo nie to dzisiaj było celem... Kazał zostać w tym ułożeniu, wziął wandę do ręki....
Kiedyś trafiłam na zdjęcie w necie, gdzie kobieta właśnie na czworaka miała tacę z kieliszkiem na plecach, a przy cipce miała wandę. Zastanowiłam się wtedy, czy jest możliwe dojście nie strącając kieliszka. Teraz tacki nie miałam, ale jakby była - to by poleciała na ziemię z hukiem. Dojście w tej pozycji było niesamowicie mocne. Wygięłam się w łuk w taki sposób, że nie wiedziałam że w ogóle tak mogę, jak jakiś jogista
Spadłam kolanami na ziemię, więc Mistrz wszedł w ten sposób od tyłu. Kolejne trzy orgazmy na mokro, a między nogami kałuża, mokre pończoszki, mokre wszystko, ja roztopiona.
Być może doszłabym jeszcze, może byłyby to fajerwerki stulecia. Mistrz postanowił na powrót podnieść mnie na łóżko, a ja - z racji orgazmów bywam galaretą - cofnęłam ręce i przypierdoliłam głową w nieszczęsny, bardzo twardy zagłówek.  W taki durny sposób - pod nosem, nad ustami.

Pierwsza myśl - ja pierdolę, wybiłam zęba i będzie przerąbane. Ale ząb w całości, jedynie zaczęła się krew sączyć z nosa i warga w moment puchnąć. Natomiast Mistrz.... Chyba to mi sprawiło największy ból, to Jego momentalne zmartwienie, poczucie winy, smutek... Wszystko to, czego nie cierpię u Niego widzieć. Dalej było standardowo: lód, ogarnąć się. Zatrzęsła Mu się lekko ręka, jak podawał mi chusteczkę; myślał, że złamałam nos. A ja, mimo bólu oczywiście zbagatelizowałam, próbując żartować, że ciekawa byłam, jak wygląda botoks w wardze to już wiem, w dodatku za darmo.


Chujowe zakończenie seansu, ale co zrobić. To, z czego się cieszę to to, że siniak wyrósł od wewnątrz na wardze, a nie pod nosem - bo nie miałabym zbyt mądrego wytłumaczenia na to, w jaki sposób siniak powstał pod nosem. Chyba jedynie: "nooo, mąż uderzył mnie prąciem z rozpędu, nie zdążyłam ust otworzyć".

☺☺☺☺


niedziela, 23 grudnia 2018

pomysły świąteczne

Z żywej choinki można zakosić gałązkę i urządzić małe smaganko.
Bombki idealnie da się zawiązać na sutkach.
Owinięte ciało lampkami, które świecą - niesamowity efekt, zwłaszcza po zmroku.
To i owo, kropnięte miodem smakuje pysznie.
Łańcuch choinkowy zamiast ogonka? Czemu nie.
Ręce związane wstążką z prezentu, tudzież stopy, albo kokarda na szyi.
Świeczki i mały seans z woskiem, klasyk.
Tudzież armbinder, albo kaftan z obrusu.

Wyobraźnio... Przystopuj. ☺☺

23. grudnia

Żartobliwie rzecz ujmując:  czasem jest tak, że spotyka się z rodziną przy stole po to żeby sobie przypomnieć, dlaczego się nie spotyka się z nią w ciągu roku.

Chcę życzyć Wam, żeby czas świąteczny był czasem takim wyczekiwanym, wspólnym. Był pełen magii, spokoju i radości, a przede wszystkim był czasem bezstresowym. Żeby (jeśli macie taki zwyczaj) pod choinką były takie prezenty, z których będziecie zadowoleni. Niezależnie od wyznawanej wiary (lub niewyznawanej). Żeby to był czas również dla Was - pod każdym względem. 

Po prostu życzę Wam wszystkiego dobrego :)

piątek, 21 grudnia 2018

scenki

Miałam zły i słaby dzień. Taki, że wypadało dobić tępą stroną łopaty, po czym zawinąć w kołdrę. Mistrz wiedział - zwykle musowo melduję Mu o takich stanach, więc nie  był zdziwiony tym, co zobaczył po powrocie z pracy. Zagonił siłą do łóżka, usadził na pościeli. Podał jedzonko (zamówiłam, a On odebrał), i położył na łóżko tą swoją wielka torbę na laptopa. Otworzył i zaczyna wyrzucać "broń na zły dzień": kilka paczuszek ciastek i czekoladkę. Same moje ulubione.
Mimo, że jesteśmy ze sobą naprawdę sporo, i w końcu niejeden taki stan widział, to mnie naprawdę mocno ścisnęło w środku. Do tego stopnia, że zaczęłam buczeć a On nie miał pojęcia, co z tym fantem zrobić. Chciał dobrze i przedobrzył (w pozytywnym znaczeniu). Przysiadł, przytulił. Porozmawialiśmy. Żartobliwie stwierdził, że mogę Go gloryfikować jeszcze bardziej, Jemu to pasuje. 
Jakby dotychczasowe było niewystarczające ;) 


Stwierdzam, że momenty, w których przyciska mnie swoją stopą do ziemi, jednocześnie ręką podnosząc za szyję i podciągając do góry są najlepsze.
Stwierdzam również, że kiedy zarabiam policzek za gryzienie, to nie jest to dla mnie kara, choć On tak mówi. Lubię to.


Znalazłam sposób na okazanie Mu swoich uczuć w miejscach publicznych. Coś, co jest moje i w pełni wyraża to, co chcę oddać. Jest to całowanie w rękę, zwłaszcza przy palcu z obrączką. Kątem oka da się zauważyć zdziwienie na oczach mijających nas osób. Wydaje mi się również, że rzadko która kobieta całuje w rękę mężczyznę (zwykle jest na odwrót). Taka mała rzecz, w dodatku bardzo intymna - a cieszy.



poniedziałek, 17 grudnia 2018

to nie jest lokowanie produktu




Przekraczaj granice - kiedy wiesz, że możesz je przekroczyć. Kiedy robisz to świadomie, z głową i chęcią. Bez przymusu, dla siebie przede wszystkim. Nie na siłę. Przekraczaj granice warte ich przekraczania, bo to świadczy o rozwoju. Nie tylko klimatycznym (eh, te hasła z zielonych nakrętek, podobno zawsze adekwatne do sytuacji ☺), przede wszystkich twoim własnym. Bo najpierw jesteś, kim jesteś, a potem dajesz się poznać. 


sobota, 15 grudnia 2018

sasasa


A tak całkiem serio, wczoraj do głowy przyszła mi pewna MYŚL i w mojej głowie dogrywam ostatnie szczegóły seansu, który mam zamiar od początku do końca zrealizować samodzielnie.
I będzie się wiązało z roleplay 😷 , gdzie będę panią doktor. Nie uległą pielęgniarką, nie pomocą, tylko kimś, od kogo będzie zależało samopoczucie Mistrza. Nie sądzę jednak, by była to scena w której dominuję, chwytam za głaskacza i walę na oślep. 
Jeśli dobrze pójdzie, pójdzie po mojemu. Jeśli nie pójdzie po mojemu - to chyba też będzie fajnie. Muszę skompletować resztę rekwizytów, bo lista zrobiona (najważniejszy - kitel - jest). 
Mam od wczoraj moooooocno zboczone myśli w stronę lekarskich praktyk :>

piątek, 14 grudnia 2018

za oknem

Wróciłeś z kuchni, podszedłeś do mnie. Ująłeś moją twarz w swoje dłonie i wpiłeś się pocałunkiem w moje usta. Powoli wstałam, zacząłeś ugniatać dłońmi moje piersi. W pewnym momencie podniosłeś mi ręce do góry, przyprowadziłeś przed lustro. Koszulka którą miałam na sobie wylądowała na ziemi, a Ty kontynuowałeś pieszczoty. Szczypaniem i ciągnięciem za sutki, powoli schodziłam świadomością coraz niżej i niżej.
Lekko, ale stanowczo popchnąłeś mnie w stronę łóżka - w taki sposób, że położyłam się na brzuchu, wypinając biodra do góry. Położyłeś się obok - przyciskając jedną ręką moje plecy do łóżka, a drugą zacząłeś klepać pośladki. Raz słabiej, raz mocniej; pojedynczo - i seriami, po 7. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt trzy.
Następną zabawą było dawanie klapsów za spinanie pośladków. Sęk w tym, że robiłeś wszystko, aby to spinanie powodować, choćby wbijaniem palców w ciało. Podłożyłeś drugą rękę pod swoją głowę, bacznie obserwując moje najmniejsze i mimowolne ruchy.

Za oknem dawno nastała ciemność. Jedynym światłem była lampka na biurku, oraz ta nad lustrem w szafie. W tej scenerii wyglądałeś przerażająco i onieśmielająco. Mimo to, nie bałam się, choć czasami w takich momentach swędzi mnie z tyłu głowy. Że jest jeszcze coś obcego, czego nie znam. Coś, czego faktycznie mogłabym się bać, gdybyś nad tym tak perfekcyjnie nie panował. Ale ja wiem że panujesz - na tym właśnie opiera się moje zaufanie.
Wyzwoliłam siebie, kiedy oboje przywdzialiśmy "te" skóry. Zaczęłam powoli roztapiać się pod wpływem Twoich działań dążących do mojego orgazmu. I spadłam, kiedy ten nadszedł. (...) Kolejne wieczorne spotkanie zakończone obopólną satysfakcją.

Najbardziej jednak lubię te momenty całkowicie po - kiedy mogę klapnąć na łóżku, zanurzyć się w pościeli i móc poczuć Cię obok. Zawinąć się w kołderkowy kokon, położyć sobie Twoją rękę na swoją głowę. Tą samą rękę, która nierzadko wcześniej tkwiła na mojej szyi zabierając tlen, lub powodując mrowienie skóry przy uderzeniu. Kiedy mogę zacząć majaczyć i prowadzić monolog na śpiocha, który Ty na następny dzień ze śmiechem odtwarzasz. Kiedy mogę zająć dokładnie 3/4 łóżka, mimo przykrótkiej postury.

Wiem, że jestem monotematyczna, kiedy tak ciągle skupiam się na jednym i tym samym - ale właśnie takie codzienności znaczą dla mnie najwięcej. Są motywacją, odprężeniem, lekiem na wszystko. Cokolwiek by się wcześniej nie działo, to moment w którym wszystko znika.

SIEMPRE ME QUEDARA


czwartek, 13 grudnia 2018

pewne pytanie z dawnej rozmowy

Wspomniałam sobie dawną rozmowę ze znajomym Dominującym. 
W pewnym momencie zapytał, czy planuję w przyszłości szkolić córki na uległe, które będą poszukiwały swojego własnego Pana. 

Jako pierwsze poczułam złość. Bądź co bądź, to pytanie dotykające bezpośrednio metod wychowawczych, jakie ustaliłam z Mistrzem. Zwykłe pytanie, które wtedy w moment zagotowało... Jako drugie jednak przyszło otrzeźwienie - to był czas w którym dopiero poznawałam spojrzenia innych osób i doszłam do wniosku, że różne opinie i pytania padną, nie mogę się bulwersować. Na spokojnie odparłam, że to dziewczyny same powinny o tym zadecydować - nie mam prawa, choćby w najmniejszym stopniu, przerzucać na nich siebie samej. Ale jeśli będą chciały o to zapytać, lub się doradzić - będę chciała, aby przyszły z tym do mnie.

Tamta rozmowa była spory kawałek czasu temu, ale wpadła mi do głowy przy układaniu rzeczy Starszej - a raczej wymianie na większe. Moje córki nie będą wiecznie małymi Dziewczynkami, z roku na rok będą rosły, poznawały świat i - co istotne, dokładnie się mu przyglądały. Z pewnością kiedyś zauważą, że zachowuję się wobec ich Ojca inaczej, jak mamy ich koleżanek czy kolegów do swoich ojców. Że kiedyś będę musiała odpowiedzieć na córkowe pytania: dlaczego jest jak jest. I zrobię to. Licząc się ze wszystkimi ich odczuciami, od złości i gniewu, po niezrozumienie. Że kiedyś znajdą kluczyk do kuferka z tym całym osprzętem, który obecnie kolekcjonujemy. 
Nie chcemy mieć przed nimi tajemnic, już powoli uczymy ich, że są momenty tylko nasze. Że drzwi czasem mogą być zamknięte i wtedy poprosimy o chwilę cierpliwości. Natomiast nie chciałabym narzucać im tej ścieżki - wierzę, że uległość to taka część charakteru która objawia się w odpowiednim momencie; nie da się jej zagrać, udawać. Nie da się jej zrobić na pokaz. Jest tak naturalna, jak jedzenie swojej ulubionej potrawy. Nie umiałabym "szkolić" swoich własnych dzieci w ten sposób. Gdybym choć spróbowała, mogłabym je spaczyć już do końca życia. Sama świadomość tego, jak wiele mogę je nauczyć jest zarówno oszałamiająca, motywująca jak i - przytłaczająca. A najgorsze rany zostawia zraniona psychika - te nigdy się nie zagoją.

Tak sobie myślę, że gdybym miała syna, to wychowałabym go na człowieka zaradnego, cierpliwego i wyrozumiałego. Takiego, który jest w stanie dźwignąć nie tylko siebie, ale i przyszłą partnerkę. Świadomego siebie, oraz tego, co go otacza. Chciałabym, aby umiał samodzielnie podejmować decyzje, oraz ponosić z godnością ich konsekwencje. Aby był taki sam, jak Mistrz, miał Jego charakter.
Ale mam córki - i chciałabym, by miały właśnie takie wartości, reszta to... Cała reszta nie będzie już moja, a ich własna.

wtorek, 11 grudnia 2018

szybka akcja

Kolejna okazja nadarzyła się niedawno, ale tym razem od razu napisałam pytanioprośbę, czy przyjechałby na seks, bo jakoś tak mnie chcica swędzi. Napisałam bo wiedziałam, że Jego również w jakiś sposób nosi i jest duża szansa, że... Nie będzie odmowy z Jego strony. Więc.... Jemu udało się wyrwać na chwilę z pracy (po prawdzie jedna ze spraw pracowniczych do pilnego załatwienia, ale zawierająca się w trasie "do domu"). Ja z kolei naszykowałam się na szybko: pończochy, halka, brak bielizny, szklana kulka. Specjalnie zamknęłam drzwi na zamek, żeby je otworzył - a ja w tym czasie już czekałam przy drzwiach, klęcząc.
Przyszedł w rozpiętej kurtce i koszuli - ta szybko wylądowała na ziemi. Rzuciliśmy się na siebie, jak dawno niewidzący się kochankowie, tak zwyczajnie siebie spragnieni. Jakbyśmy musieli kryć się przed całym światem, i na chwilę się zatracić. Szybka akcja - szybka reakcja, zwłaszcza kiedy orgazm spotęgował się przez wyjęcie kulki w odpowiednim momencie... 
Udało się to zamknąć w jakieś 20 minut. Jak ochłonął, to wyszedł - do wieczora miałam wrażenie, że chyba mi się coś przyśniło. Że cała sytuacja nie miała miejsca. Tylko ślady odciśniętych palców na piersi którymi się wpił, w jakiś sposób dawały realność temu wszystkiemu.

niedziela, 9 grudnia 2018

tak było.

Takie miłe spotkanie mieliśmy przy winie (nie mylić z bigosem na winie - wrzucamy do gara, co się nawinie ☺). Cztery wspaniałe kobiety i ja, Mistrz, który gdzieś tam był, ale bardziej jako widz i kontrola trzeźwości, wino (dużo wina), sushi (Katia pomagała i udzieliła cennych wskazówek). 
Miałam okazję trochę powiązać, więc kilka podstawowych wiązań które znam, wykonałam. Dziewczyny wyglądały na zachwycone. Dla mnie - ciekawe odczucie, jakbym pakowała jakiś specjalny, bardzo cenny prezent. 






Praca mięśni, ślady na skórze, ciało poddające się w określoną przez linkę formę. Piękne. Mistrz również obserwował - patrzył dosyć uważnie na to, co robiłam. Żeby nieco utrudnić, założył mi kolczatkę - kolcami do ciała. Później się ulitował i zmienił, ale zdążyło się powbijać. I podobało Mu się to, co widział.
Była szybka, intymna sesja foto (bez udziału Mistrza). Było również lanie wosku. Była akcja "wolność dla piersi' - staniczki powypadały spod bluzek. Była nauka jedzenia pałeczkami. Były klamerki z obciążnikami. Było mnóstwo radości, zwłaszcza z powodu Ananki która nareszcie odnalazła swojego Pana. Była interesująca rozmowa na wszelakie tematy, głównie klimatyczne. Były testy smoczego ogona, głaskacza i kilku innych rzeczy.
Było po prostu fajnie.

sobota, 8 grudnia 2018

(w sumie przypadkowe) zakupowo

W moje posiadanie tym razem weszła zabawka dla czworonoga (już wspominałam, że sieć sklepów TIGER miło zaskakuje ☺️)? I lisia kitka, która stanowczo w wolnej chwili zamieni się w ogonek. Tak w ogóle okazało się, że Ananka ma niezłe zdolności negocjacyjne, kiedy zbijała cenę lisich kitek dla naszej trójki ☺️ ☺️ ☺️


Mistrzowi baaaardzo się kosteczka spodobała - ja pierwotnie pomyślałam, że te gumowe kolce będą super do "głaskania" skóry. On - że mogę na tym posiedzieć, lub mieć przywiązaną do piersi; czyli potrzebuję dokupić drugą. Chyba nie muszę wspominać, że no doprawdy, bardzo się "cieszę"? ;)



Cudowna, mięciutka, idealna.


wtorek, 4 grudnia 2018

czy partnerstwo w relacji jest możliwe?

[Jak zawsze, moje luźne rozkminy]

Jakiś czas temu uczestniczyłam w ciekawej rozmowie - w pewnym momencie padło pytanie, abym w jednym (dwóch) słowach określiła swoją relację. I powiedziałam, że to PARTNERSTWO. 

Ogólnie kwestia sporna - teoretycznie w patriarchaliźmie jest rozróżnienie pozycji opiekuna i osób będących pod opieką. Jest to również odniesienie do "głowy" i podległej mu rodziny, która za nim podąża i podporządkowuje się mu, zdanie głowy rodziny jest decydujące i ostatecznie, nie podlega negocjacjom. Tu nawet nie potrzeba jakiegokolwiek klimatu - jest to dla mnie od zawsze zrozumiałe, że jest osoba decyzyjna w domu i podległe mu jednostki. Taki dom, gdzie patriarchalizm jest odpowiedzialny - zwyczajnie dobrze funkcjonuje. Różnica leży w despotyźmie, który zwykle w takich rodzinach miał miejsce. W mojej również tak było, i dopiero Mistrz mi pokazał, że to nie jest właściwe.
Uważam, że za nasz "dom" ponosimy odpowiedzialność oboje, bo oboje podejmujemy wspólne decyzje. Nie tylko te większe, a przez to kosztowniejsze. Całkowity patriarchat zrzuca odpowiedzialność z ramion uległej za wszelkie decyzje - to wygodne dla obu stron, ale ja bym tak nie mogła - w tym znaczeniu, że to Mistrz jest całkowicie i zawsze wszystko odpowiedzialny, i w sumie samodzielnie odpowiada za błędy. To jest taka mała rzecz, która robi się kolosalna w niektórych sprawach. W związku, poprzez rozmowę i pomoc w podjęciu decyzji również czuję się ważna, doceniona - ale w obecnej sytuacji wiem, że to nie mój głos jest decyzyjny i ostateczne zdanie może stanowczo odbiec od mojego. Wtedy jedynie mogę zaakceptować (niekoniecznie z zadowoleniem). 

W grudniu mijają dwa lata od ciężkiej rozmowy. To również dwa lata od momentu, w którym zapytałam Go, co sądzi o spróbowaniu takiego realnego wejścia w relację. Bo to, że On świetnie nadawałby się na Pana, to bez dwóch zdań. W końcu odkąd Go znam, jest typem osoby, za którą bezwiednie się podąża. Że niby ja, taki złośnik w roli uległej? Wtedy prędzej nie tyle uległa, co właśnie podążająca za Nim, choć do tej pory lubię "próby sił".. Że popełnialiśmy błędy - kto ich nie popełnia. Skoro do tej pory robiliśmy wszystko sami, to i to było do ogarnięcia, metodą prób i błędów. 
Czy żałuję? Nie. Uważam, że zmiana nastąpiłaby prędzej czy później. 

Po tylu latach znowu Ameryki nie odkryję - najlepiej smakują owoce, które samodzielnie i od podstaw się wyhodowało. Wtedy od początku do końca jest się w stanie sprawować kontrolę nad "procesem produkcyjnym".

Wracając do tego partnerstwa - to trochę jak oksymoron klimatyczny. Ale nawet ono ma zarówno prawo, jak i możliwość bytu, pod warunkiem że jest umiejętnie zastosowane.



w końcu grudzień!

Dopadła nas dłuższa stagnacja i w sumie się nam nie chce. Żadnych seansów dłuższych (poza ogólnym ich rozrysem), tylko krótsze scenki. Nie ma chęci, czasu, ochoty. Niczym koty - mamy większą chęć zawinąć się w kłębki i nieco dłuższą chwilę potrwać przy sobie, bo cieplej. Wiem, że to stan chwilowy, powodujący niedosyt. Że się przedłuża. I że do paru dni wszystko wróci do normy. I że nie cierpię listopada, bo ten miesiąc mnie spowolnił na maks (chyba nie tylko mnie). Traktuję to po prostu jako normalną postać rzeczy, w końcu zaraz to minie, poza tym jutro... JUTRO! :)  ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡

Dobrze, że już grudzień!