wtorek, 31 lipca 2018

zakupowo

Kolejne drobnostki z zakupowej listy odhaczone.

Klipsy wibrujące na sutki (bo takowe jajeczka to porażka na całej linii), kolor niewyjściowy, ale nie chciałam za tylko kolor dopłacać.
Korek, na który patrzyłam dobre pół roku, w tym określonym kształcie, malutki, milusi, do dłuższego noszenia.
Kulki. 
Szukałam jakiś czas odpowiednich, silikonowych, ciężkich, nie za dużych, nie za małych. Te... Mogłabym je macać bez przerwy, są tak aksamitne w dotyku. Moje pierwsze silikonowe, zdecydowanie nie ostatnie. I są ciężkie, tak jak lubię :) :)






 Instrukcja dołączona do korka wygrała uśmiech dodatkowy przy rozpakowywaniu





parę dni przerwy

Chwilowy brak jakiejkolwiek weny połączony ze zmęczeniem otoczeniem. Takie parę dni wpadło do niczego, przeplatanych mnóstwem rozmów i uniesień słownych, kończących się ustaleniami.
Ciągle wychodzi coś, co musimy dostosować, natomiast jest to obecnie spora część rzeczy, które mi się nie podobają - ale muszę to przegryźć i się dostosować, lub przynajmniej podjąć próbę dostosowania. Moje argumenty dyskusji w tematach jałowych (wałkowanych co jakiś czas od różnych stron) zawsze dają jeden efekt, ciągle mój ten sam błąd, a po wszystkim zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Czy aby na pewno dobrze zrobiłam oddając wszystko jeszcze bardziej. Bo, pomimo że obiecałam - są miejsca w których chciałabym móc postawić na swoim a nie powinnam, mimo to podejmuję próby. I tak w tym temacie ciągle chodzę w kółko.



DARKSIDE


 

czwartek, 26 lipca 2018

rocznicowa 13

To była idealna okazja, żeby móc zrealizować fragment  #4 

Żeby nie było, ustaliliśmy dzień wcześniej co mam przygotować, oraz mniej więcej na jaką godzinę. Wiedziałam, jak będzie wyglądać forma, ponieważ był to mój pomysł, wykonanie natomiast stało po stronie Mistrza. Więc przygotowałam sushi - chyba najlepsze na pierwszy raz z żywym talerzem. 
Poza przygotowaniem posiłku, miałam być ubrana jedynie w wysokie szpilki i koronkową maskę. Żeby sobie nieco utrudnić, poprosiłam Go o kontrolowanie procesu przygotowywania posiłku - albo jak kto woli, patrzenie na ręce.

Chyba najgorsze było leżeć nieruchomo na twardej ziemi - człowiek nie zdaje sobie sprawy z trudności, dopóki tak nie musi leżeć. Żeby nie wylać sosu, nie strącić świeczek, lub kawałek nie spadł. Dodatkowo ułożył mi nogi w taki sposób, żebym obcasami trzymała największą świecę, ale minimalnie jednak te nogi napinać musiałam, co w pewnym momencie zaczęło sprawiać spory dyskomfort. A On nakładał niespiesznie kolejne kawałki na ciało, dekorował pędami zielonego groszku (łaskotały), kroplami wasabi (szczypało i piekło w skórę), później znowu kawałek po kawałku, niespiesznie, zjadał.  Wasabi poza brzuchem wylądowało jeszcze na sutkach - piekło bardzo, ale do wytrzymania. Widziałam, że był zafascynowany i baaaardzo zadowolony. Stwierdził, że lekko ciepłe sushi z jednej strony, a namoczone w zimnym sosie z drugiej smakuje niesamowicie.

Deser (mokry) prawdopodobnie smakował Mu chyba równie dobrze.







wtorek, 24 lipca 2018

z przymrużeniem oka

Złapałam się na tym, że odruchowo większą uwagę skupiam na słowach - kluczach w codziennej ścianie tekstowej. Czytając książkę, czy oglądając jakiś program, odruchowo wyostrzam uwagę na kontekście, jaki wynika z dopasowania słów. Zwłaszcza ostatnio, miałam za zadanie znaleźć jakieś fajne lokum nad polskim morzem to przejrzałam dziesiątki opisów miejsc do wynajęcia. I tak wynajdywanie słów w stylu "klimatyczny", "sensualny", "waniliowy", "słodki", "myszka", "przytulny", "dominuje", i tym podobne, sprawiły że szukanie było przyjemnością.
Jak co roku jestem mile zaskoczona wyobraźnią właścicieli takich przybytków. 




Głodnemu chleb na myśli.
:)

czwartek, 19 lipca 2018

wstyd.

Wieczór zapowiadał się niepozornie, ale to była tylko cisza przed burzą. Kątem oka zauważyłam, jak zanosi jedno z pudełeczek z pufy (to z metalowymi różnościami) do łazienki. Wiem, że w ten dzień miałam Go ogolić, więc chyba po prostu przeczuwałam, co zamierzał.

Przede wszystkim hak, uprosiłam w cipkę (nie byłabym w stanie tego dnia użyć go zgodnie z przeznaczeniem) i na tym skończyły się dla mnie ustępstwa. Dostałam knebel hakowy na / w usta, kolczatkę na szyję (kolcami odwiniętymi od ciała), klamerki z obciążnikami, hak w cipkę, dowiązany od przodu paskiem. I wszystko w wannie, gdzie przy takim asortymencie jeden niewłaściwy ślizg kolana sprawiał dodatkowy ból. Miejsce zmuszało do trzymania odpowiedniej postawy, co z kolei zmuszało do napinania mięśni. Ale tym razem właśnie o to chodziło, żebym odczuwała ból, dużo bólu, dyskomfort - i mimo tego wszystkiego skupiła się na zadaniu. Umycie Jego włosów, połączone z akrobacją wychodzenia z wanny (hak w cipce uwiera w wredny sposób). Kolejne akrobacje związane z goleniem i przekręcaniem się do zlewu, aby każdorazowo odczyścić i przepłukać maszynkę. Starałam się skupić, naprawdę starałam się myśleć tylko o tym, co robię, ale sutki piekły, hak uwierał, ślina leciała i poczułam narastający wstyd z powodu tego, jak wyglądam. Jak boli, jak zaczęłam się wykrzywiać. Miałam ochotę rzucić to wpizdu jasną, wsadzić Mu maszynkę do nosa, wstać, wyjść i położyć się spać, ale co by to dało, poza frustracją i wkurwieniem? To tylko moje odczucie, a chwilowe nastroje związane z huśtawką hormonalną idą w takich momentach do kosza, bo w ciągu pół godziny jestem w stanie mieć kilka stanów skupienia. Nieważne. 
Zrobiłam, co miałam zrobić, wykonałam zadanie, umyłam, ocieplił mnie nieco wodą, wkurwiony zdjął jedną z klamerek (franca co chwila zsuwała się tak, że - wprawdzie nie spadała - ale wżynała się w sutka do świdrującego bólu, którego w takim natężeniu miało nie być). Wystarczająco już bolały mnie wypłaszczone stopy, na których klęczałam. W pewnym momencie zrobił coś, przez co z pojękiwania i chlipania zaczęłam płakać - ze wstydu. Nie z bólu. Z tak cholernie wielkiego wstydu, że nawet nie jestem w stanie tego opisać. Chciałam się schować, dosłownie zniknąć, żeby na mnie nie patrzył... A On z kolei widząc to, zaczął pogłębiać ten stan jeszcze bardziej, absolutnie nie pozwalając mi na jakiekolwiek zamknięcie się. Do momentu, w którym już się nie wstydziłam, choć zdążyłam się poryczeć nieźle. 
Eksplozja emocji, ale wszystkich negatywnych, nazbieranych w ostatnim czasie; one z kolei wypłynęły wraz ze łzami, śliną i wydzieliną. Wypłynęły wraz z jękiem, szamotaniem się - a później opadły ze spokojem, w oczekiwaniu na kolejne klapsy na mokrą skórę. Łzy na twarzy wymieszały się ze spermą spływającą po policzkach i zamieniając w posiłek który On, swoją dłonią, zagarnął do moich ust.
Zapewne nigdy w życiu nie wyglądałam tak, jak wtedy. Zbrukana, "brudna", zapłakana, złamana, opuchnięta. Ze śladami po kolcach, po klamerkach, po dłoniach. Ze wzrokiem w którym było widać ból, uwielbienie i błaganie o więcej. 
(Wiem, jak wyglądałam, bo musiałam patrzeć w lustro; dziwny widok).
Ale choć znowu mnie cholernie zawstydziło, to bardzo szybko minęło to odczucie, wraz z pierwszym pchnięciem. Cudowne wszystkojedno, oddanie się Jemu, oddanie Mu tego wstydu oraz wszelkich odczuć, że źle wyglądam, ze brudna, że śmierdzę, że czegoś nie powinnam.
W zasadzie w momencie wejścia w subspace znikam, oraz pojawiam się. Wraz z pojawieniem się spada zbroja, którą noszę na codzień i staję się naga. A ta scena była wyjątkowa, bo nigdy nie płakałam z powodu wstydu przy Nim. Myślałam, że wyzbyłam się wszystkich czynników, które ten wstyd powodują, a tu proszę, nie przewidziałam takiej sytuacji.

--------------------------------------------------------
Tak czasem się zastanawiam, co sprawia, że się wstydzę? Czy wstydzę się sami przed sobą? Czy jednak przed kimś? Czy jest to kwestia genów? Wychowania? Nawyków? Obaw przed negatywną oceną? Jeśli tak, to dlaczego? Gdzieś przeczytałam (konkretniej: tu, że "im bardziej nasze prywatne wyobrażenie o tym, >jak należy się zachowywać< odbiega od przekonania >jaki jestem (ja - realnie)<, tym częściej i intensywniej wstyd może być odczuwany"
I w pełni się z tym zgadzam.



#ból #poniżenie #wstyd 

środa, 18 lipca 2018

zrobiłam błąd

Próbowałam być miła w momencie, w którym nie powinnam być.

Wieczór, Mistrz postanowił zrealizować moją niedawną prośbę w kierunku rp. Trafił idealnie, cały dzień miałam dziwny, napięty. Nie wiedziałam o tym, dowiedziałam się dopiero po prysznicu, jak przyszłam do pokoju sprawdzić, czemu jest półmrok. I zarobiłam knebel w postaci szmatki do ust.

[....]

Po skończonej scenie kazał mi przyjść po chwili do łazienki. 
A ja... Czułam cholerny niedosyt, nie podobało mi się w sensie było nie tak, jak chciałam. Miałam wrażenie, że jest... zwyczajnie, a na pewno tak, jak bywało czasem podczas zwykłych zbliżeń. Mimo to wiedziałam, że bardzo się starał. 
Przyszłam do Niego, ale zobaczył, co chciałam powiedzieć od razu. Mimo to, pominęłam w rozmowie, skupiając się tylko na podziękowaniu oraz pochwaleniu Jego starań. Bo wiem, że scena tego typu nie jest lekka, wejście w rolę trwa wyjątkowo długo - lub wcale, jeśli nie ma warunków. Pomimo tego że nalegał, nie chciałam powiedzieć że uważam to za nieudaną akcję, że mi się to nie podobało. Ale z drugiej strony, czy nie obiecałam być szczera zawsze, nawet jeśli będzie się to wiązało z powiedzeniem Mu, że w mojej ocenie to nie było to? Czy mam prawo zwracać Mu uwagę, kiedy to od Niego zależy przebieg danej sceny? Tak, ponieważ tak ustaliliśmy.

Po dłuższej analizie tego co było, a czego oczekiwałam, i dlaczego to pominęłam wcześniej, zaczęłam tą rozmowę tak, jak powinnam od początku. Powiedziałam, że mi się nie podobało. Wyjaśniłam dlaczego. Opisałam, jakie elementy warto by wziąć pod uwagę przy następnym razie. Na co zwrócić uwagę na zaś.
Nie lubię Go krytykować, zwłaszcza kiedy wiem, że się stara. W czynnościach dotyczących wszystkiego innego nie waham się zwrócić uwagi na nieprawidłowości i rzeczy, które mi nie pasują,  ale w przypadku czynności intymnych kiedy jest Jego inwencja, to boję się,  że Go w jakiś sposób zniechęcę lub obrażę. Paradoksalnie - wyrządzam w takich momentach krzywdę nam obu. Nie dziwię się, że był zły za kłamstwo, choć ostatecznie zostało wyjaśnione. Ale również takie - a zwłaszcza takie rozmowy eliminują błędy w przyszłości.

Wiem to, a jednak zaliczam takie wpadki.

 

poniedziałek, 16 lipca 2018

rozmówki #1

- Mistrzu, mogę zrobić Ci lodzika?
- Nie saro. Wolę twoją cipkę.
- Wiesz, że to drugi raz odkąd jesteśmy razem, kiedy tego mi odmówiłeś?
- Tak, ale zrobisz w innym czasie.
- A jeśli nie będę wtedy chciała?
- I tak zrobisz.
- Wiem.

niedziela, 15 lipca 2018

wspomnienie. #3 seks-telefon

Wspominam to, bo było ciekawym doświadczeniem, do którego jednak już więcej nie wróciliśmy, ponieważ tylko ten jeden raz była realna potrzeba. 
Miałam (dawno temu) w życiu epizod, gdzie wyjechałam na niecały miesiąc do pracy. Bez Mistrza (Jego własne zobowiązania pracownicze), spory kawałek od domu, długie dni pracy, w naprawdę kijowej, bo zimowej porze roku. Tęsknota zaczęła odbijać się już w dniu pierwszym, ale apogeum nastąpiło w dniu siódmym. Dodatkowo wszędzie były szczęśliwe pary, bo czas przedświąteczny i ukłucia zazdrości, że nie ma tu Jego, że nie mogę z Nim przejść się po tych wszystkich jarmarkowych, kolorowych budkach. Moja rozhuśtana chcica, w końcu byliśmy młodym, papierowym małżeństwem; w tamtym czasie niemal codziennie był seks, czasem dwa razy; tak bardzo byliśmy nienasyceni sobą.

Pomysł na seks-telefon padł już wcześniej, ale nigdy jakoś nie było możliwości go zrealizować. Pieprzne sms-y to tylko malutkie pola tekstowe - brak w nich kształtu głosu, czy odczuwania nastroju po drugiej stronie słuchawki.

W dniu ósmym, albo dziewiątym poczekałam na moment, w którym koleżanka poszła pod prysznic i zadzwoniłam. Odebrał po pierwszym sygnale, choć już mieliśmy wieczorną rozmowę za sobą. Zaczęłam od tego, że bardzo chcę, aby doszedł, chcę to słyszeć, chcę przy tym być obecna, chociaż taką namiastką. 
Sama również zaczęłam się dotykać, szybko zrobiłam się mokra, pulsująca. Pragnąca. Można rzec, że zrobiłam Mu jeden i jedyny raz dobrze słowami.

Było ciekawie słyszeć różne tony Jego głosu; Jego oddech i Jego ruchy, gdzie w zasadzie oczami wyobraźni tylko mogłam widzieć, co robi. Dostosowywać się. Zakończyć rozmowę jak gdyby nigdy nic po wszystkim i co najważniejsze -  nie dać się nakryć przez koleżankę. 

Tak, zdecydowanie miłe wspomnienie.



sobota, 14 lipca 2018

"saro, zjem cię"

- Dobrze Mistrzu.

Kolejny weekend, w którym zostajemy prawie sami i można nieco poszaleć. Zamierzenie Mistrza było proste, chce zjeść; skonsumować; pożreć; skorzystać. Moje zamierzenie - zrobić wszystko żeby, pomimo zmęczenia, być gotowa na wieczór.
Zaczął od założenia kolczatki, ale kolcami do ciała. Każde szarpnięcie wymuszało natychmiastową reakcję, inaczej kolce boleśnie wpijały się w skórę. Spacer po mieszkaniu na czworaka, pierwsze polecenia, kierunek łazienka. Prysznic, przygotowania do dalszych działań, ogonek - który w pewnym momencie nie chciał siedzieć w miejscu. Ponowny spacer do przygotowanego miejsca.

Mistrz... Używał. Na wiele sposobów, wrzucając mnie na różne pola doznaniowe. Całkowicie wyłączona z ruchu - ręce i nogi w spiętych kajdanach. Nie liczę swoich orgazmów po pewnej ilości.... 

Po Jego pierwszym dojściu miałam tyle przerwy, co czas przywiązywania do łóżka. Mocno, a wraz z wiązaniem rąk i nóg przywiązał mi wandę do cipki i wibratorki do sutków. W taki sposób, że nie miałam szansy nie dojść - na Jego oczach, gdzie chodził wkoło, dokładnie i wnikliwie obserwując to całe przedstawienie. Przy tym całym rzucaniu się musiał ją poprawiać co jakiś czas, ale sam fakt, że robiło się samo... Był dziwny. On mógł skupić się na podgryzaniu tego skaczącego mięsa, ja z kolei w całej przyjemności od której można było zwariować czułam ból w tych miejscach. Naprawdę, czasem jest to takie uczucie, jakby mózg miał zaraz wybuchnąć i tym samym doprowadzić do obłędu. Rozerwałam jedną z kajdan na nogach podczas kolejnego orgazmu. W tym wirze po czasie niewiele pamiętam - jednak zapamiętałam Mistrza, zakrywającego mi dłonią usta i wydającego rozkaz dojścia już - teraz. Pytającego, czyja jestem. Stającego nade mną i trzepiącego nad moją twarzą. A później wchodzącego w odrętwiałą od wibracji cipkę, powodując tym samym mokre dojście.

Rozmowy tym razem ograniczyły się tylko do opisania doznań ogólnie. Pora była późna, nasze spotkanie okazało się niemal trzygodzinne. Po raz pierwszy od dawna wskoczyłam nago do łóżka, czułam, jak Mistrz głaszcze mnie po całym ciele. Zasnęłam wraz z dotykiem Jego ciepłej dłoni, wyjątkowo szybko jak na mnie. 


UMAI 



czwartek, 12 lipca 2018

zaufanie

"Zaufanie to coś, co buduje się latami a potrafi całkowicie runąć w ułamek sekundy"

Mimo to, dobre zaufanie nie cechuje się ślepym i irracjonalnym podążaniem, zawsze warto zostawić mały margines na niepewność.

Ufam Mistrzowi w tym co mówi, myśli i robi własnoręcznie. Nie ufam czasem rzeczom których używa, zwłaszcza jeśli je dopiero poznaję. Ale nawet coś, co zostało poznane "na wylot" - zawsze może zaskoczyć. 
Ufam swojemu przeczuciu ale wiem, że może mi się zdarzyć pomyłka.
Ufam sobie że w razie zagrożenia zareaguję. Mistrz również mi ufa, że nie będę czasem popychać się na siłę, że są rzeczy wymagające czasu lub etapowości w długim procesie. Margines jest w miejscu, w którym będę czasem próbowała negować niektóre polecenia, co i tak ostatecznie będzie prowadzić do zrozumienia ich, oraz zaakceptowania. Mistrz jeszcze nigdy nie podjął decyzji niekorzystnej, ja jednak czasem po prostu potrzebuję "wbić kija".
Ufam swoim zmysłom, jednak nie bezgranicznie; wszak konwalia pachnie cudownie, a jej jagody potrafią bardzo zaszkodzić. 
Staram się zawsze różnymi sposobami zweryfikować pierwsze wrażenie jakie coś lub ktoś sprawia. W przypadku ludzi błąd polega na tym, że ludzie się zmieniają. W przypadku rzeczy - często te wyglądające groźnie są łagodniejsze w odczuwaniu, jak te niepozorne.

Jeśli coś pójdzie nie tak....

Są rzeczy które zranią na tyle, że nie chcę do nich wracać. Są również takie, do których muszę podchodzić na nowo, walcząc z własną głową i tym, co zostało po ostatnim spotkaniu z taką rzeczą.
Słowa, które karzą psychicznie i mielą mózg w drobną miazgę. Nie trzeba bić, aby zadać konkretny ból. W tym wypadku - im dłuższy staż, tym większe poznanie a co za tym idzie, lepiej widzi się wszelkie rysy na zbroi. Łatwo w nie włożyć ostry kamień. Czasem przypadkowo, czasem specjalnie.

Wyrabianie zbroi to ciężkie zadanie. Jeszcze cięższe opanować sztukę wychodzenia z niej. 





wtorek, 10 lipca 2018

zakupowo

Okazuje się że sieć sklepów TIGER  ma całkiem ciekawy asortyment ;)  

Kupiłam coś takiego jak obciążniki do obrusa i dwa ogromne spinacze z drewna.





Żabki do wymiany, bo mają tak mocny ścisk że delikatniejszą skórę przebijają do krwi. Klamry natomiast mają swój ciężar i przypięte na sutkach dają fajne uczucie.

poniedziałek, 9 lipca 2018

potrzeba bliskości

W weekend mieliśmy bardzo fajny wyjazd rodzinny. Dzieciarnia była grzeczna, towarzystwo doborowe, a wieczory cudowne, z pysznym szampanem, pełne rozmów wszelakich, również klimatycznych. Jednak wyjazd do kogoś wiązał się z tym, że trzymamy się z odruchu na dystans, plus moje natręctwo nie okazywania jakichkolwiek odruchów w Jego stronę. Jakoś tak mam, że będąc na mieście lub u kogoś nie mam problemu tylko z krótkim przytuleniem, lub pocałunkiem. Teraz mogliśmy sobie pozwolić na .. nieco więcej luzu, czyli nie spychałam Jego ręki, gdy mnie dotykał po piersiach, lub tyłku, jednak dalej nie było to pełne okazanie uczuć czy zrealizowanie potrzeb w kierunku bliskości, dłuższego tulenia, czy głębszego pocałunku. Głównie przeze mnie, bo nie lubię ogólnie okazywania czegokolwiek na serio. A droczenie się... Nie odmówiłam sobie tego, w granicy rozsądku ;)
Było również zadanie do wykonania, które polegało na klęknięciu w czyjejś obecności. Dziwne uczucie uzewnętrznić podległość przy kimś, ale i takie... podniecające. Obnażające. Choć wykonałam to polecenie dopiero za czwartym razem, zarabiając za poprzednie trzy nakazy odpowiednią liczbę uderzeń.

Narastające pragnienie jednak musiało poczekać.

Sesja wieczorna była konkretna, ukierunkowana na wyzwolenie emocji i uczuć, z bólem przeplatanym przyjemnością. Brutalna perwersja wybuchła między nami, ale to było jedyne wyjście, byśmy się sobą nasycili. Pomimo zmęczenia, niewyspania, duchoty, późnej pory.




środa, 4 lipca 2018

krótkie osobiste rozważanie o zakazie orgazmu

Od paru dni zastanawiam się nad czymś, co ciągle gdzieś się przewija, powtarza, jest niekiedy jedną z podstaw do spełnienia się obu stron w relacji.
Zakaz osiągania orgazmu bez pozwolenia Pana, lub bez Jego wiedzy, lub za karę.

Wiem oczywiście, że jest to sprawa mocno indywidualna, część osób czuje się spełniona taką kontrolą, orgazm "po czasie" jest wzmocniony, wyrabianie cierpliwości i dyscypliny, parę innych zalet których obecnie nie dostrzegam, ponieważ nie jestem w grupie osób mających styczność z taką sytuacją. Jeśli chodzi o kary, również jest to indywidualne, ponieważ te bardziej 'temperamentne osoby' zapewne bardziej odczują zakaz osiągnięcia orgazmu, aniżeli osoby, dla których orgazm to tylko miły dodatek i jak jest to jest fajnie, a jak nie ma.. To trochę szkoda, ale cóż.

Osobiście, nie mam takiego zakazu i raczej nie ma szans żebym takowy dostała. Zdecydowanie również, na tym polu mamy za mało samodyscypliny ;) Zwykle tylko informuję, jeśli mam taką a nie inną potrzebę, lub... Wynika on z nudy ;)  Ale zwykle staram się sama czekać do momentu, w którym On również będzie w tym uczestniczył - lub będzie stroną dającą. Ponieważ lubię Jego obecność, która potęguje moje doznania, a orgazm w zaciszu i bez Jego wzroku jest tylko krótkim (lub dłuższym) oddechem, impulsem; porównywalnie dla mnie jak papieros na stres (już nie palę). Osiąganie orgazmu traktuję w każdym razie jako bardzo naturalną potrzebę i zwyczajnie nie wyobrażam sobie nie móc. Już prędzej może mi zakazać sikać przez długi czas, lub jeść, a wyda mi się to mniej dziwne ;)
Ich ilość owszem, mocno zależy od decyzji Mistrza, ale i tu mam zwykle pole do manewru. Czyli jeśli czuję potrzebę na jeszcze jeden - pytam i proszę. Czasem okazuje się, że myślę że już nie mogę, podczas gdy On oczekuje jeszcze. 

Bardzo zastanawia mnie również istota zakazu na określony czas - czy to za karę, czy to z zadania do spełnienia. O ile wiadomo, że krótka przerwa może wzmóc odczuwanie, o tyle w moim odczuciu ciągłe 'stopowanie' popędu i długotrwałe zakazywanie orgazmu może skutkować jego wyciszeniem lub blokadą na niego. Paradoksalnie można odnieść skutek odwrotny do zamierzonego, ale to chyba wychodzi po czasie.

Ten temat jest otwarty, dla mnie bardzo ciekawy.




wtorek, 3 lipca 2018

rozminięcia

Powietrze faluje od dłoni, które ocierają się o siebie na parę centymetrów, a łapią się zdecydowanie za rzadko. Ciała krążą wokół siebie, lekko muskając się włoskami, łapiąc przytulenie od czasu do czasu, przypadkiem lub celowo.
Pracowałam parę dni a to zakłóciło nieco nasz rytm i porządek domowy. Zbliżenia na szybko, tylko na odreagowanie to nie to, co lubimy. Pomieszały się obowiązki domowe, zapadły plany pracownicze, nastąpiło wyczerpanie fizyczne.
Znowu wtulam się za bardzo w nocy, chłonąc zapach. Znowu chcę tylko dotyku, zadbania o psychikę, pogłaskania mózgu. Znowu dłuższy czas nie było sceny, odczuwam coraz większy niedosyt. Wiem, że On również. 

Zanim wróci do normy.... Po drodze mamy wyjazd rodzinny na weekend. Chciałabym wrócić do normy zanim wyjedziemy.