czwartek, 26 września 2019

króciutka noteczka o seksie tantrycznym

Pewien bardzo Grzeczny Mężczyzna przypomniał mi temat, który kiedyś pogłębialiśmy z Mistrzem, z racji fascynacji przydługimi intymnymi spotkaniami, wypełnionymi po brzegi emocjami i bliskością. Bardzo nas interesował jednoczesny orgazm (gdzieś przeczytałam że jest określany jako stereo), który najprościej można było osiągnąć właśnie podczas takich seansów. Z czasem wiadomo jak jest, nie zawsze miało  się czas na wzajemną celebrację, bliskość jednak pozostała, choć zupełnie na innej płaszczyźnie. A szkoda. Pora odświeżyć to zagadnienie.

"W sanskrycie słowo „tantra” oznacza „narzędzie do rozciągania (świadomości)”. To system filozoficzny o tradycji trwającej kilka tysięcy lat, zakładający że wszystko, co istnieje, jest przejawem jednego bytu. Praktyki tantryczne mają doprowadzić do powtórnego zjednoczenia przeciwstawnych sobie pierwiastków."

Pamiętam, co sobie pomyślałam po raz pierwszego seansu nastawionego właśnie na takie niespieszne wchłanianie siebie wzajemnie. To zupełnie inny wymiar odczuwania, po którym jeszcze długo ma się gąbkę w mięśniach i roztopioną świadomość. W nieskończoność odwlekałam moment puszczenia Jego dłoni, w ogóle jakiekolwiek oddalenie się od Jego ciała nie wchodziło w grę. Sam moment zbliżenia (zjednoczenia) dawał wrażenie, że weszliśmy sobie wzajemnie pod skórę. Przynajmniej tak to wtedy oboje wyczuwaliśmy. Pojawiła się też świadomość balansu siły. Odkryliśmy, że niekoniecznie jedno z nas musi po dobrym seksie padać jak mucha, że można zmęczenie rozłożyć równomiernie, lub też - co czasami było pożądane - jedno opadało całkowicie z sił, kiedy drugie było jak nowo narodzone. Z czasem wyczuliśmy się na polu jednoczesnego dochodzenia. Wierzcie mi - jednoczesny orgazm to była przysłowiowa wisienka na torcie i bynajmniej nie udało się od razu, ani nawet po dziesięciu seansach. To była żmudna, długa i wymagająca cierpliwości praca nad sobą, nad popędem, nad przekierowaniem siły na potem, nad oddechem, nad powstrzymaniem fali orgazmu do właściwego momentu. Kontrola orgazmu w bdsm niewiele się różni pod tym względem, bo tu również jest praca nad sobą, być może jednak jest skoncentrowana bardziej na aspektach fizycznych (orgazm) aniżeli psychicznych (wspólne przeżywanie orgazmu na poziomie mistyczym). Przynajmniej ja to tak widzę.

Obecnie tantra jawi mi się jako forma medytacji i rozmowy z samym sobą, co z kolei rozciąga się również na Partnera i wspólne z Nim przeżywanie. Taka rozmowa bez słów, z wymianą energii, odczuć, wrażeń, myśli, wspólne adorowanie się.
Nie da się tego zrobić w pięć minut, ale też zapewne nie powinno się tego przeciągać na długie godziny. Źródła podają, że czasu w tantrze w zasadzie nie mierzy się zegarkiem i ja się z tym zgadzam. Idealny czas trwania to moment, w którym odczuwa się  spełnienie sobą i satysfakcję ze zbliżenia.
Polecam zgłębić temat, choćby z czystej ciekawości. Nigdy nie wiadomo, co będzie można potem zastosować w praktyce :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz