niedziela, 28 kwietnia 2019

obicie w serduszka

Akt I scena 1
Czekałam na Jego powrót, a w międzyczasie przyszedł mi do głowy mały pomysł. Dzieci już spały, więc szybko wskoczyłam pod gorący prysznic, ubrałam haftowaną (koronkową) halkę, zaaplikowałam szklaną kulkę i zaczęłam przygotowywać posiłek. W mieszkaniu panował półmrok oraz cisza, nagle przerwana przez zgrzyt zamka w drzwiach. Pojawił się On; aż mi się na moment głupio zrobiło, że planowałam Go wymęczyć jeszcze bardziej. Na razie niechaj jednak cieszy swe oczy widokiem i odpoczywa, wcinając uprzednio przygotowany posiłek.
Jak skończył, pokazałam Mu to, co kupiłam - i nagle Jego zmęczenie gdzieś zniknęło. Nakazał iść za sobą, klęknąć przy wannie - usiadłam, bo tak wygodniej było się bawić łańcuszkiem. 

Akt I scena 2
W sypialni już się nie bawił w uprzejmości; nakazał klęknąć w określoną pozycję z tyłkiem w górze, dając mi posmakować penisa aż po same jądra. Jak pilotem, nową szpicrutą sterował szybkość, siłę, oraz głębokość. Chyba naprawdę polubię się z tym osprzętem, bo choć nie przykładał zbytnio siły to uderzenia były celne i serio przyjemne. Raz za razem, na całym ciele powstawały kształtne ślady, choć na pośladkach zaczęły się powoli zlewać w jedną plamę. Całkowite rozlanie się emocji, przerywane systematycznym plaskaniem serduszka o skórę, wieńczone dochodzeniem z mojej strony w ilości wskazanej przez Niego.

Akt II scena 1
Wieczór nie należał do udanych. Rozminęliśmy się w swoich własnych oczekiwaniach, dlatego też ostatecznie skończyłam przy Nim, układając się do snu. Ale... Sen snem, a potrzeba potrzebą, która zaczęła buzować coraz bardziej pod powiekami, więc zeszłam pod kołderkę (...).
W nagrodę dostałam obietnicę orgazmu - ale najpierw zostałam przypięta do rozpórki za ręce i nogi, jak złapane zwierzątko, wypięta bez możliwości zmiany pozycji. Powtórka z dnia poprzedniego, Mistrz znowu tworzył skórę w serduszka, tyle że tym razem nie byłam w stanie jakoś tych razów uniknąć. W dodatku pora niewyjściowa, głucha cisza i jestem pewna, że plaśnięcia się niosły echem. Trudno, kiedyś kupię sąsiadowi dobre wino.
W pewnym momencie Mistrz mi przepiął ręce w tył, więc wygięta w łuk i oparta o Niego próbowałam wytrzymać uderzenia w piersi, w szczególności w sutki (to, że się obiły, poczułam przy spoceniu się, jak zaczęły kurewsko szczypać). Przyjemności, przez głowę mi przemknęło, że umiejętnie stosowane mogłoby być pomocą przy wzmacnianiu orgazmu, ale to nie był czas na wypowiadanie tej myśli na głos, następnym (wcześniejszym) razem.

Akt II scena 2
Padliśmy jak nieżywi. 


I DON'T WANNA BE ME
 

sobota, 27 kwietnia 2019

rozmówki #5

W kuchni, szykuję dla nas kawy, Mistrz zachodzi mnie od tyłu. Zadaje jakieś pytania, ale kusi mnie się nieco z Nim podroczyć, więc unikam odpowiedzi, zbywając Go z usmiechem. Raz, drugi. Widzę jednak kątem oka, że za moimi plecami sięga do wiszącego na haku cedzaka (tej metalowej cholery jasnej). I jakoś tak, jak pyta po raz trzeci, odpowiadam jak torpeda na wszystko. Odruchowo, a przeciez nawet go nie dotknął. Nie musiał.


piątek, 26 kwietnia 2019

zakupowo

Dzisiaj przyszła paczucha i cieszę się jak dziecko, bo to rzeczy odkładane wiecznie w czasie, z różnych przyczyn. I w końcu mam je na własność.
Tym bardziej, że to niespodzianka dla Mistrza ☺pewnie się zdziwi jak wróci.


Był dylemat czy brać pojedynczą czy taką podwójną, w dodatku sporo czasu była niedostępna na necie. Więc jak już ją zlokalizowałam, to nie szukałam kolejnych wymówek.



Co do serduchowej packi - po przyłożeniu ze sporą siłą robi ładny ślad, ale szybko znika; myślę, że to zależy pewnie od miejsca (self test był na przedramieniu). Jest urocza, choć pewnie w praktyce będzie mniej urocza. Na razie jednak się bardzo lubimy ;)


wtorek, 23 kwietnia 2019

co można zrobić w kwadrans

Ostatnio wpadł temat podczas jednej z rozmów, ile można zrobić w ciągu małego odcinka czasowego, 15-20 minut (proszę przekrętnie nie czytać, że minet ;) ). Bo w końcu różnie bywa - ochota weźmie człowieka znienacka, a często i gęsto brak większej możliwości na realizację, lub ulżenie sobie w tej niedoli. Bo goście, dzieci, czy zwyczajnie miejsce publiczne.

Wspomniałam, że nawet kiedyś coś podobnego opisałam, niemniej jednak zastanowiłam się, co jeszcze można satysfakcjonującego zmieścić w taką małą chwilę. Na pewno nie całkowite wiązanie - to zajmuje zdecydowanie dłużej. Najszybciej skorzystać z kajdan, lub wprawnymi rękami takowe na szybko zrobić z liny. Czasem wystarczy pas od spodni, szalik lub apaszka, lub choćby koszulka, żeby nieco unieruchomić. 
Na co mi starcza zwykle 15-20 minut?
W zupełności starcza na szybkie sprowadzenie na ziemię, pod but, zwłaszcza w stanach pilnie tego wymagających. Na szybki numerek. Na dwa - trzy orgazmy. Na wykonanie w miarę nieskomplikowanego zadania. Na szybką sesję foto. Na ogrzanie pośladków czymś fajnym: dłoń, flogger, trzepak. Na rozmowę. Na zrobienie nago kawy ☺

Myślę, że dla chcącego nic trudnego. 
Poza tym, 15 minut w ciągu dnia może być świetnym wstępem do czegoś dłuższego nieco później; lub też zwyczajną ulgą w zabieganym dniu. Albo po prostu szybkim wykorzystaniem sprzyjającej ku temu okazji.

sobota, 20 kwietnia 2019

ziarna piasku

Jestem w tej małej grupie procentowej ludzi w tym kraju, którzy naprawdę czekają na deszcz - i to wręcz na ulewę......
Alergia daje mi się mocno we znaki, a w ostatnim czasie jest chyba maksymalne natężenie. Zauważyłam, że z roku na rok jest coraz gorzej. Taka pierdoła a ma niesamowity wpływ na wszystkie elementy mojej codzienności. Najgorszej oczywiście ze sferą seksualną - nie ma nic gorszego od ataku kichania podczas całkowitego unieruchomienia, czy przytkanego nosa z kneblem w ustach. Antyhistaminaty pomagają, ale za to w pewnym momencie wraz z innym lekiem (który muszę brać) działają usypiająco. Czasami powodują też większą huśtawkę nastroju.
Te stany przejściowe są jak ziarna piasku; uwierają mnie w oczy jeden po drugim.
I tym razem podziwiam cierpliwość Mistrza, że tak wyciąga cierpliwie jedno za drugim, i nie jest na mnie wkurwiony. 





piątek, 19 kwietnia 2019

wiosenne porządki

Posprzątałam większość porozwalanych po całym pokoju (a raczej pokitranych w różnych skrytkach) zabawek i sprzętów, wszystko w jedno miejsce. I tak muszę do tego wrócić, bo znowu jest wymagana segregacja: sprawne, niesprawne, nowe, szklane, takie tam. Wszystkie liny zyskały nowe długości, a ich końce są zabezpieczone. Niewymiarowe kijki i sosnowe tyczki z racji rozmiaru wylądowały za koszulami, a trzepak... O trzepaku zapomniałam i to był błąd. Bo wieczorem, Mistrz zaglądając w miejsce gdzie zwykle były osprzęty rozgrzewające skórę (taki zimowy pakiet, a już wiosna przecież), widocznie nie znalazł czego szukał - poza wiklinką właśnie. Ciepło mi było po gorącym prysznicu, a jednak widząc trzepak w Jego dłoni mnie zmroziło. Tym bardziej że od dwóch dni łaził z tym swoim pokrętnym uśmieszkiem, tu podszczypując, tam klepiąc po pośladkach o natężeniu bardziej jak "mocno".
Więc, zostałam zmuszona do przyjęcia pozycji na "rozpłaszczonego na plecach kotka", z kolejnymi celnymi (i piekącymi) uderzeniami korygowałam swoje kocie gesty i pomruki, aż do całkowitego zadowolenia Jegomości. Bynajmniej jednak trzepak nie wrócił na miejsce, wręcz przeciwnie - teraz to narzędzie tortur skutecznie sprawiło, że w chwilę moment wylądowałam na dnie własnych smutków. Unieruchomione ręce Jego stopą powoli drętwiały pod naciskiem. Każde kolejne uderzenie wyciskało wodę z oczu tak skutecznie, że w pewnym momencie jak przestał to poczułam, że wypłynęło wraz ze łzami wszystko, co mnie w ostatnim czasie męczyło. I uderzenia w moim przypadku naprawdę nie były mocne. 
Późniejsza część tego uroczego spotkania przebiegła już potem tradycyjnie jak na nas: nieco głośno, trochę mokro, orgazmowo i blisko. 
Lubię tak.


środa, 17 kwietnia 2019

teoria swoje a praktyka swoje

Sporo się mówi:
  • o bezpieczeństwie na pierwszym spotkaniu,
  • o zachowaniu zdrowego rozsądku już w dalszych etapach związku,
  • o ostrożności przy doborze partnera do tej wysublimowanej, klimatycznej gry,
  • o tym, żeby się na siłę nie zmuszać, bo jak coś się nie wygina-to się łamie, 
  • o hasłach bezpieczeństwa, 
  • o afterce, która w wielu przypadkach jest tak niesamowicie ważna.

I co? I teoria swoje, a praktyka swoje. Trafiam na coraz więcej wątków poświęconych temu, że klimatyczna społeczność ma znaczenie - że może wspierać, nakierować, podpowiedzieć, wesprzeć. Wyczula na patologiczne zachowania po obu stronach bata, co warto mieć na uwadze. Oczywiście tego nie neguję - bezpośrednie fora czy czaty online naprawdę mają siłę. Dają świetną możliwość poznania osób praktycznie z całego świata - a o podobnych upodobaniach. Stwarzają możliwości przyjaźni, nierzadko też realnych związków. W dodatku w dyskusji można zachować pełną obiektywność, bo na opowiadane historie, czy zadawane pytania można spojrzeć dokładnie z boku, poddając je swojej własnej ocenie. Można je poobracać w dłoni i dobrze poobserwować z każdej strony, dostrzegając zdecydowanie więcej rzeczy.
Największym problemem jest umiejętność wyrażenia swojego zdania - tak, by być jednocześnie szczerym i nikogo nie urazić to sztuka. To, co mnie osobiście czasem irytuje to dyplomatyczność i poprawność polityczna, w zasadzie na konkretne pytanie często pada odpowiedź ogólna, całkowicie pozbawiona cech własnego zdania osoby, która je wypowiada. (Ale to moje osobiste odczucie).
Czasem zdarza się, że w takiej ogólnej dyskusji weryfikuje się zbiorowo zachowania skrajne - a mimo to szczegół zwykle wtedy czuje się zaszczuty i brnie w swoje racje (do czego ma jak najbardziej pełne prawo). Kwestia regulaminu danego miejsca online, co robić kiedy sytuacja powtarza się nagminnie. Bo czasami wpada po prostu osoba której się nudzi, a której celem jest specjalne wywołanie kontrowersji.

Związki klimatyczne oprócz określonych preferencji seksualnych i sensualnych w zasadzie nie różnią się od związków pozbawionych ról i atrybutów. Nie da się poznać człowieka na pierwszym spotkaniu. Można jedynie zawierzyć temu, co zdążył opowiedzieć w rozmowach przed takowym, a i to jest mocno zależne od tego, czy rozmowy były jak najbardziej szczere. Bo w internecie można w sumie być kim się chce, realność natomiast weryfikuje dosyć szybko. 

Osobiście: dla mnie najpierw zawsze jest człowiek i to, jaki jest, dopiero potem jest to, kim jest klimatycznie. Nawet w przypadkach, kiedy klimat to jego własne i nierozerwalne "ja", które takiego człowieka ukształtowało. 

A jak wygląda praktyka... :)


środa, 3 kwietnia 2019

cennik

Jedno z praw rynku mówi, że "towar jest wart tyle, ile ktoś jest w stanie za niego zapłacić". Czasami zdarza się przerost formy nad treścią, ale w sumie, kto bogatemu zabroni. Dla jednych koszulka topowego projektanta to cel w życiu, dla innych - kawał szmaty niewarty choćby jednej setnej jej wartości. Czasami można ugadać się na barter; czasami zrobi się interes życia, a czasami się straci na tyle, że do śmierci nie uda się odkuć. Takie życie

"Każdy ma swoją cenę. Każdy ma swoją wartość, poniżej której nie powinien się sprzedawać."
Michał Głogowski 
     
To działa w obie strony.