wtorek, 14 maja 2019

w internecie nic nie ginie

Czyli luźne rozkminy w temacie informacji wrzucanych w różne miejsca w necie i praw autorskich do nich.

Na pewno wielokrotnie trafiliście na blogi poświęcone danej tematyce, okraszonej wieloma zdjęciami zaczerpniętymi z internetu. Super, jeśli jest podany autor i źródło, w większości przypadków jednak nie ma takiej informacji. Oczywiście istnieją bazy zdjęć, zarówno bezpłatne (przy czym mają opcję dobrowolnej dotacji na rzecz danej bazy) jak i płatne, na zasadzie nabycia praw do ich wykorzystywania. Temat praw autorskich to temat rzeka - kradzieże intelektualne były, są i będą. I znowu - super, jeśli autora danej informacji pyta się o zgodę na wykorzystanie u siebie jego własności. Bo biorąc pod uwagę kwestię obrazkowych blogów - nic do nich nie mam, wręcz przeciwnie: uważam za duże ułatwienie w wyszukiwaniu danego tematu. Bo często te treści po prostu nie zawierają zdjęć prywatnych, prędzej są to fotografie komercyjne czy uwiecznione sesje foto, zawsze też może się zgłosić autor żądający usunięcia lub podpisania, z czym zwykle nie ma problemu. Tym lepiej. Zależy też, w jakim celu wykorzystuje się czyjąś własność - czy są to cele prywatne (np czyjeś zdjęcia zapisane w prywatnym folderze na prywatnym komputerze, tylko do wglądu), czy komercyjne (np wykorzystanie zdjęcia w konkursie czy stworzenie intratnego profilu). Natomiast nie ma się co czarować - pod tym względem internet jest bardzo duży, i w zasadzie często nie chce się dokładnie szukać, skąd dana rzecz pochodzi, a tym bardziej pytać.

Na zamkniętych forach i czatach jest dość swobodny przepływ zdjęć, filmików i informacji, nie tylko "anonimowych", ale również prywatnych właśnie, pochodzących od samych użytkowników. Mają one za zadanie zainspirować, zachęcać, bywają powodem dyskusji. Informacje czasem bardzo ogólne i anonimowe, niekiedy zaś pozwalające dokonać identyfikacji tego, kto jest autorem... Wprawny osobnik śmigający w programowaniu bez problemu odnajdzie właściwy adres IP z którego dana rzecz wpadła, a po nitce do kłębka - również informacje personalne. Dlatego tak ważne zwykle jest, aby zamknięte dla ogółu miejsca miały choćby podstawową selekcję tego, kto uczestniczy w takiej społeczności. Na bieżąco monitorować wszelkie odchylenia oraz nadużycia i reagować możliwie jak najszybciej. 

Klimatycznie rzecz biorąc, to niejednokrotnie w rozmowie pytałam danej  osoby, czy ma podpisany jakikolwiek dokument chroniący jej wizerunek uwieczniony na zdjęciach wykonanych dla Pana, czy przez Pana. Żaden z moich rozmówców nie zawracał sobie tym głowy. Do tej pory upieram się przy swoim zdaniu, że to jest niesamowicie ważne, na równi z omawianymi granicami względnymi i bezwzględnymi. Bo w razie rozejścia zwyczajnie chroni dupę przez ewentualną zemstą w postaci rozpowszechnienia informacji intymnych, pozwala szybciej wyegzekwować ukaranie. Pragnę wierzyć, że wszyscy, z którymi podjęłam ten temat trafili po prostu w uczciwe osoby.

W internecie nic nie ginie. Raz wrzucone, zostaje tam na zawsze. I w zasadzie nie wiadomo, do ilu osób może dotrzeć dana treść, ani w jaki sposób zostanie ona jeszcze wykorzystana, poza udostępnieniem dalej. Nie każdy jest uczciwy, a w w tym cyfrowym morzu istnieją również grupy specjalizujące się w wyłapywaniu prywatnych treści, a następnie wykorzystywanie ich w sposób podpadający pod niejeden paragraf. Mam nadzieję, że w przypadku klimatycznych panuje niepisana zasada - gdy niechcący kogoś się odnajdzie i zidentyfikuje, to po prostu nie podejmuje się działań, a wiedzę zachowuje dla siebie. Przynajmniej ja tak robię.
Ale czasami aż dziwi, jak niejednokrotnie są osoby dosłownie podające się na tacy - a klimat to ich wielka tajemnica, skrywana przed poukładanym światem ogólnym. 

Idealnie: mieć świadomość tego, że umieszczone zdjęcia, czy inne informacje mogą wyciec i wpłynąć w codzienność, burząc dotychczasowy porządek. Warto rozważyć dobrą selekcję tego, co mimo wszystko chce się umieścić - że nawet jak wycieknie, to nie narobi syfu.


4 komentarze:

  1. Podpisuję się pod Twoimi słowami... chociaż sama za sobą mam kilka wpadek... to jednak trafiłam na osoby w porządku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie da się żyć i nie popełniać błędów. ale warto pamiętać o tym, co jest oczywiste - że niekiedy dane wrażliwe są cenniejsze jak się myśli... i często bywają przedmiotem realnego handlu.

      Usuń
  2. Dlatego ja zaczęłam od najprostszych rzeczy i... nie mam ani jednej karty lojalnościowej, rabatowej, bonusowej itd. moje dane są więcej warte :P.
    Co do zdjęć - same wiecie, że moja ostrożność ociera się o paranoję... więc tu wystarczy, że podpiszę się pod Twoimi słowami wszystkimi kończynami.
    (Przy porannej kawie nadganiam;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podoba mi się Twoje podejście co do kart lojalnościowych, choć sama mam w dwóch sklepach (profity wynikające z oszczędzania dzięki nim były korzystne w dłuższym użytkowaniu). natomiast zawsze unikam wszelkich promocji nowych produktów, próbek i tym podobnymi taniochami, dostępnymi za darmoszkę po podaniu danych ;)
      natomiast absolutnie w temacie polecam artykuł pod linkiem:
      https://marketingdlaludzi.pl/oszustwa-na-facebooku-czyli-polubione-wyludzone/

      Usuń