środa, 8 maja 2019

bezpruderyjność

Zainspirowałam się wpisem Uważnej i pochyliłam nad tym pojęciem nieco bardziej, jak dotychczas. 

Bezpruderyjność: według Słownika Języka Polskiego, jest to "brak pruderii, czyli udawanej, fałszywej wstydliwości".  
Tak bardzo się zgadzam z Uważną i jej zgrabnym określeniem, że bezpruderyjność to specyficzna otwartość, w szczególności umysłu, na ogólnie pojętą seksualność! Pozwolę sobie rozwinąć to, o czym myślę - uważam, że w bezpruderyjności zawierają się zarówno swobodne rozmowy w tematach intymnych, jak i całkowita zgoda z własną naturą do praktykowania tychże. 

Dzisiejsze czasy są pełne paradoksów i przesad, nadgorliwości wiele ponad kreskę. W tej całej codzienności, gdzie seks w zasadzie uderza nas zewsząd: począwszy od reklam, skończywszy na filmach, dziwi niesamowicie, że wszelkie jego aspekty to ogromne tabu, a genitalia są wstydliwie określane eufemizmami tematycznymi, zaczynając od "to"". A przecież zdecydowana większość dorosłych miała choć raz w życiu relację intymną. Wierzę, że są osoby naturalnie wstydliwe, opanowane, tak wychowane, nie lubiące rozmów o seksie. Wierzę również, że podstawową biologię człowieka przerabiał w szkole każdy dorosły, choćby na poziomie podstawowym. Ale dostaję czasem sama z siebie białej gorączki, kiedy dorosła osoba nie potrafi (albo nie chce) powiedzieć poprawną nazwą danego intymnego elementu, tylko używa jakiegoś zabawnego określenia z powodu właśnie takiego pustego wstydu. Nie chodzi mi o przesadę i rzucanie penisami i waginami na prawo, i lewo, byciem wyzwolonym na przerost. Chodzi mi o to, żeby umieć nazwać to, co się posiada ze zrozumieniem tego, jakie korzyści z faktu posiadania płyną. Poprawnie, bez udawania zgorszenia, bezpruderyjnie. 

To, na co również zwracam uwagę to to, dlaczego filmy z jakimkolwiek zbliżeniem intymnym często są dozwolone od wyższego progu wiekowego jak siekanina, gdzie krew leje się strumieniami, a przemoc jest naprawdę konkretna. Umówmy się: w zwykłych filmach zwykle nie ma królewskich ujęć rodem z porno, większość scen jest niesamowicie sensualna, często niedopowiedziana. Oczywiście próg wiekowy musi być, choćby dlatego że ci mniejsi po prostu nie zrozumieją. Wiadomo, że czasami wyskoczy kawałek cycka, lub czyjegoś zadka. Ale biorąc pod uwagę co niektóre kampanie reklamowe ogólnodostępne, wylewające się z reklam w tv, gazet czy banerów... Jestem zdziwiona. Przemyka się nad tym, jak nad czymś naturalnym, kiedy (przeważnie) kobiety robią za słupy reklamowe swoim (często prawie nagim) ciałem. I to nie jest 12+ czy 16+, to jest zwykła reklama, która ma dotrzeć do jak największej liczby odbiorców (często właśnie poprzez kontrowersje jakie wywoła).

Uważam bezpruderyjność za coś tak naturalnego, jak oddychanie. To integralna część człowieka, której nie powinno się wstydzić, czy zakrywać przed nią oczu. Bycie bezpruderyjnym jest byciem w zgodzie z samym sobą, oraz wiedzą samą w sobie. Bo często pruderyjność wynika z niewiedzy, czy z braku doświadczenia w temacie, czasami również z przykrych doświadczeń. Już kiedyś pisałam, nieraz, ale powtórzę - warto zacząć od rozmowy z samym sobą. To ciężkie, ale przyszłościowe. 


3 komentarze:

  1. zabawne określenia nie biorą się ze wstydu, a często z doświadczeń, ze słownika intymnego pary. To, że penis jest kutasem, kutasikiem, nazwany imieniem czy jeszcze innym określeniem, to, że wagina jest cipką, muszelką i ma jeszcze tysiące nazw, nie oznacza, że czegoś się ludzie wstydzą. Przyzwyczajenia, niezastanawianie się nad tym, że inni odbierają to inaczej. A przecież każda sypialnia ma swój żargon. I tak jak z polem i dworem, potem ludzie tych nazw używają :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie doprecyzowałam.
      z zabawnymi określeniami chodziło mi przede wszystkim o
      określanie bezosobowe.
      opisywanie problemów zdrowotnych czy spraw raczej poważnych poprzez "to". nie mam nic do żargonu sypialnianego - to nawet urocze. ale zabawne określenia to dla mnie właśnie: "to", "to coś", "męska rzecz", "damska rzecz". takie bezosobowe formy. sama przyznasz, że, dajmy na to, kutasik, pan dżordż, czy fred to już coś osobistego, osobowego. a "to coś" brzmi jak jakaś zaraza na ciele, coś zakazanego.

      Usuń