sobota, 19 grudnia 2020

miau.... coś ty kotku chciał?

Mleczka do spodeczka.

Albo na cycki.


Jedno z ostatnich intymnych spotkań, bardzo udane zresztą. 


Poczekałam na Niego klęcząc na obrotowym krześle w kusych majtkach ozdobionych cieniutką i przeźroczystą falbanką. Tyłem do drzwi więc sądzę, że się ucieszył widokiem. W nagrodę otrzymałam knebelek i polecenie trzymania rąk, tfu! łapek w górze. Cokolwiek by nie było. Jedynymi dozwolonymi dźwiękami mogło być mruczenie/ miałczenie/ inne wydawane przez bardzo niepocieszone niedolą kotki.

Było fajnie, bardzo fajnie. Orgazmowo. Zarówno z mojej strony jak i Jego. Nie oberwałam za to, że wdepnął bosą stopą w moją ślinę (która notabene wypłynęła spod knebla na podłogę, nie da się zbytnio tej śliny złapać). 

Dałam radę trzymać łapki w górze  ;-)

I ogólnie z wysokim tego dnia progiem bólu, skóra przyjemnie się nagrzewała od osprzętu, nie sprawiając zbytniego dyskomfortu.


No żeby tak udanie było zawsze.



(źródełko: freepic)


piątek, 4 grudnia 2020

coś, co nie mogło się udać

Wszystko było przygotowane: termin, być może za wczesna godzina 20, ogrzane pomieszczenie, czarny strecz, kilka zabawek, maski. Poprosiłam Mistrza żeby uwzględnił moją prośbę o niestreczowanie głowy - byłam świeżo po ciężkiej chorobie i jeszcze nieco z trudem łapałam oddech. 

Świeżutko po prysznicu i nagusieńko przyszłam do Niego, aby po kolei unieruchamiał poszczególne elementy. Noga prawa, lewa, ręce, nogi nie mogły się złączyć, ręce rozdzielić. Ciemność od maski. Uprzedmiotowienie, ledwo co rozpakowana lalka, z gotowymi do zabawy otworami. Po rozpoczęciu tejże strecz naciągnął ścięgna i mięśnie w nogach, co spowodowało ból. I pal sześć, bo ból wiadomo że będzie... Ale jednak jest różnica pomiędzy przyjemnym trzepnięciem z siłą głaskaczem czy szpicrutą a tym. Z linami to jednak dużo inaczej jest, noga jakoś bardziej plastycznie się ułoży, dostosuje, zminimalizuje ryzyko zbytniego naciągania mięśni. Próbowałam wytrzymać, ale dojście do orgazmów i odczuwanie jakiejkolwiek przyjemności okazało się wysoce utrudnione.

Po wyplątaniu ze streczu kończyn dolnych, zadzwonił telefon. I choć Mistrz starał się rozmowę przeprowadzić szybko i sprawnie to wiadomo jak jest przerwać w środku. Cierpliwie czekałam w całkowitej ciemności, aż skończy, jednocześnie czując narastające zimno w stopach (po wyjściu ze streczu często trzeba zmykać pod gorący prysznic, skóra pod folią się poci a wyjęta na powietrze - w moment schładza). Niedobrze. Podejście następne - długie, orgazm, ból od głaskacza, orgazm wydarty, ostre rżnięcie, kolejny orgazm, ból od packi. Mnóstwo potu, płynów ustrojowych, łez. Bez całkowitego wejścia  w subspace, pod koniec liczyłam już tylko na szybki koniec. Po po raz pierwszy już po, nie chciałam żadnej afterki. Żadnego przytulenia, rozmowy, pomocy. Potrzebowałam to wszystko przegryźć sama, poprosiłam o kwadrand dla siebie, sama ze sobą. I wiecie co, po tych piętnastu minutach przestałam się wściekać, mogłam spokojnie z Nim porozmawiać o tym, co się właściwie odjebało. Na duży plus że Jego orgazm był świetny bo go przedłużył, zarówno poprzez zacisk, jak i powstrzymywanie się od dojścia kilka razy. Podobno świetnie Mu było. 

Ja czułam przeciążenie na nogach jeszcze na dzień następny - ale wszystko przez napinanie mięśni od orgazmu w folii, która to z kolei jeszcze mięśnie naciągała. Generalnie nie polecam, jak już chcecie mieć pozycję "na kurczaczka" to lepiej użyjcie sznurków ;-)



piątek, 13 listopada 2020

ciepło zimno

Sznurki, jestem przywiązana do łóżka.

Z maską na oczach, widzę ciemność.

Trochę jest mi zimno, wyszłam dopiero co spod prysznica po ćwiczeniach.

Jest praktycznie samo południe.

Mistrz chłonie moją skórę.

Bada ją dłońmi, ustami.

Seans sensualny, pozbawiony seksu.

Ciepło od suszarki, gorąco od nagrzanego noża którym On jeździł po skórze.

Piecze.

Zimno które się przebija pomiędzy falami gorąca.

Gorąco od uderzeń głaskacza i szpicruty.

Zimno w stopy. 

Gorąco od suszarki.

Piecze ślad noża.

Zamęt w głowie, organizm zaczyna dziwnie odczuwać to wszystko.

Piecze skóra... A raczej pieką zakończenia nerwowe w skórze.

Piekący ból od mocnych uderzeń.

A na końcu oczyszczenie.

Czterdzieści minut.

Rozwiązanie ze sznurków.

Przytulenie.



Przypomniałam sobie, co potrafi seans... I ile daje.


JUST SO


sobota, 17 października 2020

17.10.2020

Żyjecie?
Co u Was?
Mam nadzieję, że wszystko w porządeczku, żadnych zmian na minus, jedynie same superlatywy :)

Ja załapałam się na całkowitą zmianę "kuchni" bloga i znowu muszę od nowa nadrobić to i tamto choć, na szczęście, menu jest mocno intuicyjne. Chyba jednak minęło za dużo ....

W życiu ogólnie zapauzował mnie czas w pracy. Mnóstwo zmian doświadczyłam. Klimatycznie - do tego momentu niejako stoję w miejscu a M. zaraz za mną, nie znaczy to jednak że żremy cały ten czas tylko słodką wanilię. Zdążyłam odzwyczaić się od swojego imienia, choć dalej jest dla mnie czymś ultraważnym. Wpadło mi w ręce parę ciekawych przedmiotów i książek. Dalej fantazjuję, dalej Go zaskakuję. Nie jestem obecna w tym momencie na żadnym czacie albo forum klimatycznym. Staram się nadrobić życie na fetku, no ale nie czuję tego tak, jak kiedyś. Niemniej jednak cieszy mnie rozwój kilku ulubionych profili sznurkowych fotografów i ich majstersztyków, kilku profili znajomych z różnych miejsc. Sznurki ... czekają - wyprane, pachnące. Się nie spieszy, choć nieco mi tęskno za tym sunięciem sznura po skórze, niekoniecznie mojej ;)

Czas wszystko ułożyć w całość i kontynuować, bo przecież nie wracać się. 

Prawda?


piątek, 15 maja 2020

kilka słów o sqirtowaniu

Czym jest, pewnie większość z Was widziała na jakimś filmie przyrodniczym (przesadzonym ciut), lub doświadczyła samemu (idealna sytuacja!). Uogólniając, jest to wytrysk płynu, towarzyszący kobiecie podczas orgazmu. Często nieświadomy, bo kobieta może myśleć że się posikała. Czasem mały, a czasem bardzo obfity. Czasem budzący zawstydzenie, a czasem pożądany. Co najważniejsze, DA SIĘ GO NAUCZYĆ.

"Wydzielanie płynów nie jest tym samym co zwykła kobieca ejakulacja, podczas której z ciała kobiety wydobywa się nieco gęstego, mlecznego płynu. Squirting polega na tym, że płyn jest rzadki, obfity i wydobywa się z kobiecego ciała dosłownie tryskając.
Jego źródłem są gruczoły Skenego. Są one umiejscowione w okolicach kobiecej prostaty. Zadaniem tej części ciała jest zebranie płynów, aby następnie przetransportować je specjalnymi kanałami do pęcherza moczowego." (źródło tu)

Kilka słów ode mnie, z mojej perspektywy. To, co parę lat wstecz brałam za niewydolność pęcherza, okazało się czymś fajnym i pożądanym. Zauważyłam również u siebie pewne ograniczenia, głównie psychiczne. Wiecie, że jestem czyścioch (tym samym wiecie również, że "brudne sesje" to coś, co stanowiło sporą barierę), to samo dotyczyło sesji wymagających sporego sprzątania po. A squirt robił mokrą pościel, więc - nie do przeskoczenia. Na podłodze z kolei nie było problemu, zwłaszcza z małym dywanikiem. Są również określone pozycje w których jest mi łatwiej o mokry finał, na pewno łatwiej jest też z pingwinkiem. Jest to kwestia indywidualnych preferencji. Próbować, nastawiając się na luz w odpowiednim momencie i nie zaciskanie mięśni... A wręcz parcie. Płyn jest jasny i bezwonny, ilość jest naprawdę różna, a obfitość potrafi zaskoczyć.
Praca nad świadomym squirtem zajęła nam około roku, powodując zbliżenia w których jestem pewna że będzie mokro. Warto próbować się tego nauczyć, lub chociaż próbować.


karonagroda

Przepis, jak zwykłe popołudnie zamienić w fajne popołudnie.

Zamówiłam paczkę, z odbiorem własnym w miejscowości B. Tak wyszło, że On akurat tam był, ale powiadomienie o jej przygotowaniu doszło jak już był w trasie. Mistrz nie pozwolił mi na samodzielną wyprawę po odbiór paczki, choć miałam do wyboru różne środki transportu (pociąg, auto). Więc, jako że mieliśmy pojechać razem pomyślałam o  małym "ukaraniu" Go. Czyli o sukience, pończochach i braku majtek, w zamian wkładając kulkę do cipki. Szklana odpadała, bo dość długi łańcuszek był widoczny ;-) Ale że kulek nigdy dość, to wybrałam jedną z krótszym uchwycikiem. 
Oczywiście po drodze wyszło ustalenie że w poniedziałek jest konieczność jazdy do miejscowości, i możemy przełożyć wyjazd, ale jako że już jesteśmy gotowi, to pojedziemy w odwiedziny. 
Dopiero w trasie poinformowałam Go że czegoś mi brakuje, oraz że coś wystaje wiedząc, że możliwości seksualne będzie miał dopiero po powrocie. Tym samym skazując Go na cierpliwość i wytrwałość. 
Żeby nie było, Mistrz uwielbia takie inicjatywy, ja zresztą też - bo uwielbiam ten Jego wzrok pożerania na żywca, ale trzymający żądze na wodzy. Uwielbiam te nasze gry, które prowadzą do wspólnego celu. To również pozwala bez zbędnych ceregieli przejść od razu do rzeczy. Szybko, brutalnie, byleby tylko wzajemnie sobie ulżyć. Nie oparłam się oczywiście paru niepotrzebnym pochyleniom, skłonom czy rozchylaniu nóg. 

Wracając, zahaczyłam się jeszcze o sklep. Kupując bułeczki, oczywiście opakowanie papierowe pękło i musiałam się trochę nagimnastykować żeby je pozbierać. Ogólnie starałam się przemknąć między alejkami, choć kulka skutecznie powodowała świetne nawilżenie, które to z kolei wsiąkało koronkę pończoszą. 

Po powrocie, jedynie zdążyłam ściągnąć kurtkę... A po wszystkim musiałam wyrzucić pończochy, bo nie wytrzymały nacisku Jego palców.



sobota, 4 kwietnia 2020

4 kwietnia

Krótka notka.
Jak zaczęliśmy chorować, to lawinowo jedno przed drugie, chyba próbujemy nadrobić lata niechorowania. Straszne. Tym straszniejsze, że się mijamy we własnym domu, próbując wspólnie łapać dopiero skrawki pozostałości dnia. Narasta frustracja, u mnie tym bardziej. Z wielu przyczyn, głównie osobistych, ale też coraz bardziej doskwiera mi brak realizacji dłuższego seansu. Te momenty które są, są za krótkie. Mistrz również widzi problem, ale ... No wróć do początku tego wpisu.

Jestem wkurzona, bo to jest coś, na co obecnie nie mam wpływu i czuję się bezsilna.

środa, 11 marca 2020

kiedy Mistrz relaksuje się pod prysznicem

Podopieczna może warować na ręczniku przy wannie, i na klęczkach usilnie próbować dojść do orgazmu od pingwinka. W momencie dojścia może ona podnieść głowę i przytulić rozpalone czoło do chłodnego brzegu wanny chłonąc spadające krople wody na plecy. Może też usłyszeć "jeszcze" - i na nowo zająć określoną pozycję, dochodząc tym razem twarzą w twarz z Mistrzem, który nieco wychylił się spojrzeć na widowisko. Oto bowiem między nogami powstała kałuża płynu ustrojowego, który wypłynął na kolejne >oooooo< które brzmiało jak długie i intensywne westchnienie, z racji późnej godziny. Wyczerpujące i bardzo rozgrzewające zadanie, zwłaszcza w łazience pełnej gorącej pary, więc z ulgą podopieczna przyjmuje Mistrza "dość już", jako że skończył się już pluskać.



czwartek, 27 lutego 2020

dwa wypadeczki pod rząd

Celowo określam je jako "wypadeczki" - bo za trywialne na wypadek (nie to, co rozwalenie sobie wargi), ale też nie błahostka. 
Sprawa wygląda następująco: pod wpływem uniesień wszelakich Mistrz bez uprzedzenia, bez ostrzeżenia i całkowicie przypadkiem wszedł w tyłek. Chyba najgorsze co może wydarzyć się tuż przed soczystym orgazmem, a zamieniające się w soczystą kurwę mać. Ból rozrywający przeponę, sprawił u mnie brak tchu. I wiadomo, jak coś się zdarza raz, to to przypadek, jak dwa - pech, ale za trzecim razem będzie to już celowe działanie ;)
Chodzi mi o to, że pod wpływem dużego podniecenia, zmienia się ukrwienie łechtaczki (tak, łechtaczki, bo to właśnie ona niejako okala pochwę), generalnie czuć jak narządy puchną. I to właśnie sprawia, że kąt wejścia zmienia się, co z kolei przy pozycji na plecach może doprowadzić do wyskoczenia w niewłaściwą stronę. Oczywiście to moja teza, najlepiej by było upewnić się u jakiegoś ktosia znającego się na anatomii, lub seksuologa.
W każdym razie nie mam zamiaru rezygnować z zabaw analnych, choć w tym momencie zapewne odwleką się one nieco w czasie. Mistrz natomiast powinien być z siebie zadowolony, że potrafi mnie doprowadzić do takiego stanu ostatecznego.

niedziela, 16 lutego 2020

dobry humor

Orgazmy są dobre na wszystko i zdecydowanie windują nastrój w górę.

A palec w pochwie podczas ssania łechtaczki wymiata. Zwłaszcza pingwinkiem. I serio niekoniecznie kulka, no chyba że wibrująca na maksa ;)

SALVATION

czwartek, 6 lutego 2020

to miał być tylko zwykły seks.

Zwykły seks. Zwykły!

Zwykłe zbliżenie dla odstresowania, takie małżeńskie, dla odpoczynku, dla bliskości. Lekko niekonwencjonalne jednak, jako że nałożyły się na siebie dwie potrzeby: seksu i głodu. Nie chcieliśmy wybierać, wiecie jak jest.
Nago, popełniłam legalną kulinarną zbrodnię jaką jest zupka instant w plastikowym kubeczku (kurczak po tajsku z limonką, wersja limited biedronka, jakby ktoś pytał tak bardziej szczegółowo). Czekając te trzy minuty, zdążyłam przywitać się z jegomościem penisem, więc kiedy wróciłam już z gotowym kubeczkiem, On i on czekali niecierpliwie. 
Nie spieszyło się nam, usiadłam wygodnie, moszcząc się jak kokoszka na specyficznej grządce, jedząc i również karmiąc Mistrza na Nim samym. Bo dlaczego by nie? Przynajmniej wyszło zabawnie, a makaron serio był pyszny. Lekko ostry. I zsuwał się z widelca w sposób niekontrolowany.
Nasz kolejny pierwszy raz zaliczony. 
Tak, mamy taką prywatna listę pierwszych razów, bo lubimy czasem siąść przy % i się pośmiać.

Potem już było super, skóra do skóry, nigdzie się nie spieszyliśmy. Długo. Ostatnio praca daje się we znaki nam obojgu, więc nie było czasu na nic dłuższego. A tu proszę, najpierw jedzonko w miłej atmosferze, a potem schodziliśmy sobie coraz niżej i niżej, od podręcznikowej wanillki do jego roli Właściciela, a mojej: ręczniczka, poduszki, zabawki i czego tam jeszcze On nie chciał i czego potrzebował w danej chwili. 
Ostatnią rolę jaką przyjęłam, to podnóżek dla zmęczonych nóg Mistrza, który z kolei siedząc na łóżku wydał polecenie, abym na Jego oczach (z Jego stopami w dolnej części pleców i z Jego spermą w cipce) doszła robiąc sobie pingwinkiem. Szaleństwo, bo będąc na podłodze nie mam żadnych barier i zahamowań, no chyba że za ewentualne ograniczenie można by uznać moją własną barierę wstydu. Ale ten... Nie istnieje, nie po tylu latach, ćwiczeniach i naukach.
W każdym razie okazało się, że po tych trzech razach zostawiłam sporą kałużę płynów ustrojowych. Nawet zrobiłam jej zdjęcie.
Szaleństwo. 
Wszystko, absolutnie wszystko siedzi w mojej głowie. Każdorazowo dochodzę na mokro poza łóżkiem. Bardzo mokro. Bardzo.
Na łóżku - czyściutko, prawie suchutko, komfortowo.
Na podłodze brudna szmata. Całkowicie dobrze mi z tym. 


piątek, 24 stycznia 2020

nawet w największej pasji może zdarzyć się coś, co skutecznie ją obrzydzi

Do takiego coraz częściej dochodziłam wniosku, zanim podjęłam decyzję o chwilowym wyciszeniu bloga. Na pewno nie jest to na stałe - za bardzo lubię pisać, żeby się przejmować błahostkami ze strony osób których prywatnie nie znam, lub nie znam tak dobrze jakbym chciała. Czasem się okazuje że nawet długotrwałe relacje interpersonalne potrafią zaskoczyć, no ale cóż. Źle by było, gdyby człowiek w miejscu stał, nie zmieniając się, ale z każdym ruchem potrafi się zmienić punkt widzenia. A.  dobrze to podsumowała, że można po prostu nie patrzeć w stronę świata, którego i tak się nie zbawi. 

Kamieniem milowym w odcięciu się od w sumie sporej części klimatycznego internetu była sytuacja w której uczestniczyłam biernie, ale analogicznie to był już któryś raz. Ot, mocno dorosła suka wypędziła młodą sukę za kurtyną wszelkich spojrzeń, niejako z konta swojego Pana (ciekawe, czy ów On w ogóle o tym wiedział), prezentując pokaz zazdrości godnej niestabilnej emocjonalnie nastolatki, po czym już całkowicie ogólnie na forum wyrzekła się zazdrości (akurat rozprawiano taki temat),że to niegodne i niedojrzałe. Że przecież trzeba rozmawiać, a zwłaszcza jak są wątpliwości....
I w sumie okej, ale całym problemem jest to, że inicjatywa czegoś wspólnego wyszła od Pana. Nie od młodej su, która w sumie podjęła rozmowę i zgodziła się na to czy na tamto. Od Pana, który albo nie uzgodnił tego ze swoją suką, albo zrobił to poza jej wiedzą. Nie wiem, nie wnikam, nie chcę tego więcej rozprawiać. Wielokrotnie widziałam wypieranie się różnych wartości na forach ogólnych, nie wiem w sumie po co, by bardziej prywatnie być świadkiem rozbrajającej szczerości. Można by wręcz pokusić się o stwierdzenie, że ma się do czynienia z dwoma zupełnie różnymi osobami. Na palcach rąk mogę policzyć osoby które były szczere faktycznie, broniąc swoich wartości i nie próbując przyklasnąć któremuś z "ważnych". Którym dobrze było w swojej własnej skórze takiej, jaką noszą. Bo niestety podziały da się zaobserwować wszędzie, również w tym ultratolerancyjnym światku bdsm. Szkoda.

Natomiast dalej się cieszę, że spotkałam te parę osób. Otworzyliście mi niesamowicie moje okno na ten świat, poszerzając moją wiedzę, oraz niejednokrotnie zmuszając do autodywagacji w konkretnych tematach. Łączy nas między innymi wspólne spojrzenie na świat klimatyczny, który niekoniecznie powinien polegać na obijaniu dupy dla zasady, pomijając przy okazji wszelkie prawa uległej osoby. Za to dziękuję. 

A co u nas? 
Ponieważ mogliśmy, zrobiliśmy sobie urlop. 
Po rozmowie wyszło, że głównym motorem napędowym dla potrzeb Mistrza jestem ja, i na ten moment po prostu nie ma problemu dla braku realizacji sesji. Niejako M znowu się wyciszył, tak jak wtedy zanim przeskoczyliśmy w role. Z mojej głównie winy, bo nie wydalam fizycznie wtedy, kiedy mamy możliwość realizacji, nie chcę też po prostu odwalać roboty uległej i robić to bez pasji i chęci. Mimo, że mogłabym tak zrobić. On poczeka. Co nie zmienia faktu, że będę próbować, próbować i jeszcze raz próbować.