Mistrz zdrowieje w zastraszającym tempie. Najgorsze już w sumie za Nim, a teraz z dnia na dzień jest coraz lepiej. Poza tym, że nie jest w stanie siedzieć ponad pół godziny.... To jest jakby nic się nie stało.... Ale się stało i musimy uważać. Dlatego aktywności niewymagające zbytniego wysiłku okazują się całkiem w porządku.
Roleplay również.
Jednym z ostatnich zakupów jest najbardziej kolorowa peruka jaką miał w swojej ofercie sklep, szal boa z czarnych piór i maska kotka. Do kompletu z łapkami, więc jeszcze pozostaje poszukać mi długiego i puszystego ogonka :3
Ale wracając do małego seansu po przerwie, Mistrza życzeniem była moja inicjatywa. Założyć maskę. Ładnie poprosić o mleczko, przy jednoczesnym pozwoleniu na wydawanie dowolnych kocich odgłosów. I nie uciekać pod naciskiem radełka.
(W bdsm wykorzystuje się zwykle kółko wartenberga, które ma zdecydowanie większe kolce i można go nabyć w wielu wariacjach: pojedyncze, podwójne lub potrójne. Pierwotnie stworzone przez Roberta Wartenberga do badania neurologicznego w kierunku wrażliwości skóry)
Radełko o tak małych wypustkach Mistrz skierował głównie w najczulsze punkty: łechtaczka, sutki. Na skórze ogólnie bardziej szarpało mikrowłoski, tym bardziej chcę przetestować następnym razem większe kolce. Na razie stwierdzam że odczucie naprawdę świetne, bardzo zależne od nacisku, powodujące wachlarz reakcji. Super byłoby również pobawić się jego temperaturą :)
Koteczka była niezwykle grzeszna, chciwa, łaknęła dotyku, słów, odczuć. Rola w tym wypadku przyszła zaskakująco łatwo, nawet jęczenie przekształciło się w mruczenie i miauczenie, całkowicie bezwiednie.
Było po prostu fajnie po przerwie.