czwartek, 27 lutego 2020

dwa wypadeczki pod rząd

Celowo określam je jako "wypadeczki" - bo za trywialne na wypadek (nie to, co rozwalenie sobie wargi), ale też nie błahostka. 
Sprawa wygląda następująco: pod wpływem uniesień wszelakich Mistrz bez uprzedzenia, bez ostrzeżenia i całkowicie przypadkiem wszedł w tyłek. Chyba najgorsze co może wydarzyć się tuż przed soczystym orgazmem, a zamieniające się w soczystą kurwę mać. Ból rozrywający przeponę, sprawił u mnie brak tchu. I wiadomo, jak coś się zdarza raz, to to przypadek, jak dwa - pech, ale za trzecim razem będzie to już celowe działanie ;)
Chodzi mi o to, że pod wpływem dużego podniecenia, zmienia się ukrwienie łechtaczki (tak, łechtaczki, bo to właśnie ona niejako okala pochwę), generalnie czuć jak narządy puchną. I to właśnie sprawia, że kąt wejścia zmienia się, co z kolei przy pozycji na plecach może doprowadzić do wyskoczenia w niewłaściwą stronę. Oczywiście to moja teza, najlepiej by było upewnić się u jakiegoś ktosia znającego się na anatomii, lub seksuologa.
W każdym razie nie mam zamiaru rezygnować z zabaw analnych, choć w tym momencie zapewne odwleką się one nieco w czasie. Mistrz natomiast powinien być z siebie zadowolony, że potrafi mnie doprowadzić do takiego stanu ostatecznego.

niedziela, 16 lutego 2020

dobry humor

Orgazmy są dobre na wszystko i zdecydowanie windują nastrój w górę.

A palec w pochwie podczas ssania łechtaczki wymiata. Zwłaszcza pingwinkiem. I serio niekoniecznie kulka, no chyba że wibrująca na maksa ;)

SALVATION

czwartek, 6 lutego 2020

to miał być tylko zwykły seks.

Zwykły seks. Zwykły!

Zwykłe zbliżenie dla odstresowania, takie małżeńskie, dla odpoczynku, dla bliskości. Lekko niekonwencjonalne jednak, jako że nałożyły się na siebie dwie potrzeby: seksu i głodu. Nie chcieliśmy wybierać, wiecie jak jest.
Nago, popełniłam legalną kulinarną zbrodnię jaką jest zupka instant w plastikowym kubeczku (kurczak po tajsku z limonką, wersja limited biedronka, jakby ktoś pytał tak bardziej szczegółowo). Czekając te trzy minuty, zdążyłam przywitać się z jegomościem penisem, więc kiedy wróciłam już z gotowym kubeczkiem, On i on czekali niecierpliwie. 
Nie spieszyło się nam, usiadłam wygodnie, moszcząc się jak kokoszka na specyficznej grządce, jedząc i również karmiąc Mistrza na Nim samym. Bo dlaczego by nie? Przynajmniej wyszło zabawnie, a makaron serio był pyszny. Lekko ostry. I zsuwał się z widelca w sposób niekontrolowany.
Nasz kolejny pierwszy raz zaliczony. 
Tak, mamy taką prywatna listę pierwszych razów, bo lubimy czasem siąść przy % i się pośmiać.

Potem już było super, skóra do skóry, nigdzie się nie spieszyliśmy. Długo. Ostatnio praca daje się we znaki nam obojgu, więc nie było czasu na nic dłuższego. A tu proszę, najpierw jedzonko w miłej atmosferze, a potem schodziliśmy sobie coraz niżej i niżej, od podręcznikowej wanillki do jego roli Właściciela, a mojej: ręczniczka, poduszki, zabawki i czego tam jeszcze On nie chciał i czego potrzebował w danej chwili. 
Ostatnią rolę jaką przyjęłam, to podnóżek dla zmęczonych nóg Mistrza, który z kolei siedząc na łóżku wydał polecenie, abym na Jego oczach (z Jego stopami w dolnej części pleców i z Jego spermą w cipce) doszła robiąc sobie pingwinkiem. Szaleństwo, bo będąc na podłodze nie mam żadnych barier i zahamowań, no chyba że za ewentualne ograniczenie można by uznać moją własną barierę wstydu. Ale ten... Nie istnieje, nie po tylu latach, ćwiczeniach i naukach.
W każdym razie okazało się, że po tych trzech razach zostawiłam sporą kałużę płynów ustrojowych. Nawet zrobiłam jej zdjęcie.
Szaleństwo. 
Wszystko, absolutnie wszystko siedzi w mojej głowie. Każdorazowo dochodzę na mokro poza łóżkiem. Bardzo mokro. Bardzo.
Na łóżku - czyściutko, prawie suchutko, komfortowo.
Na podłodze brudna szmata. Całkowicie dobrze mi z tym.